sobota, 27 kwietnia 2013

Uwagi osobiste – Sławomir Mrożek

Bardzo lubię czytać teksty napisane przez Sławomira Mrożka. Zachwyca mnie jego dystans do samego siebie i otaczającego świata oraz humor, od którego nie są wolne jego utwory. „Uwagi osobiste” to zbiór felietonów, ballad i traktatów z lat 1997-2002. Były one drukowane w „Gazecie Wyborczej” jeszcze przed udarem jaki przeszedł Mrożek, a później ukazały się w wydaniu książkowym, jako rodzaj pożegnania z czytelnikami, na wypadek, gdyby już więcej nie mógł pisać. To komentarz Mrożka do rzeczywistości przełomu XX i XXI wieku.
O czym pisze Mrożek? O wizycie w Akwizgranie i jedzeniu w McDonaldzie, o wizycie w Remsched i jedzeniu u Turka, o zmianach w języku polskim, wspomnieniach z wojennych wakacji w Żmigrodzie, o emigracji, a także o konsultacjach dla dramatopisarzy. Najbardziej jednak spodobał mi się tekst o czacie, który przypominał sąd kapturowy i rozważaniach o Internecie i jednostce:
„Internet jest tłumem bez ciała, wirtualnym. Jednostka chętnie łączy się z tłumem, gdy się sobą zmęczy i chce od siebie odpocząć. Anonimowy tłum zwalnia ją od odpowiedzialności za cokolwiek.”
W przypadku „Uwag osobistych” zwykle pojedyncze wydarzenie staje się punktem wyjścia do głębszej refleksji. Teksty zebrane w tej książce są bardzo różnorodne - krótkie i dłuższe, poważne i błahe, wszystkie one są w moim odczuciu ciekawe i intelektualne. Wyłania się z nich portret niezwykłego artysty i wyjątkowego człowieka, który pisze: „Jestem zbyt prymitywny, żeby być hipokrytą.”

czwartek, 18 kwietnia 2013

Baranek Bronek – Rob Scotton

Popatrzcie na okładkę. Oto Bronek w szlafmycy pędzi przez łączkę Żabie Mokradełko. Czyż nie jest genialny? Już dawno na moim blogu nie pojawiały się książki dla dzieci. Dziś postanowiłam to zmienić. „Baranek Bronek” to moje odkrycie ostatniego miesiąca. Tytułowy bohater ma problem – nie może zasnąć. Czego to on nie próbuje, by choć na chwilę się zdrzemnąć – ubiera się, gdy jest mu zimno i rozbiera, gdy ciepło, szuka odpowiedniego miejsca do spania (odwiedza bagażnik samochodowy, dziuplę oraz gałąź), liczy swoje nogi, chmury i… barany.
Nie byłam do końca przekonana czy „Baranek Bronek” się sprawdzi. Po książeczce, która miała pomóc w nauce siadania na nocniku, a okazała się nieskuteczna („Nocnik nad nocnikami”) miałam dość. A jednak moje obawy były przedwczesne. Okazało się, że może stworzyć mądrą książkę dla dzieci, która ma piękne rysunki i jest napisana bardzo ładnym językiem. Myślę, że spora w tym zasługa tłumacza – Jędrzeja Polaka.
Uwaga: książka wywołuje uśmiech na twarzy osób czytających i słuchających!

czwartek, 11 kwietnia 2013

Historia pana Sommera – Patrick Süskind, Jean-Jacques Sempé


Czytaliście lub oglądaliście „Pachnidło”? Książka i film kilka lat temu były bardzo popularne. Dziś zupełnie inny utwór tego autora. Książkę polecam wszystkim tym, który chcieliby choć na chwilę powrócić do dzieciństwa. Opowieść Patricka Süskinda jest ciepła. To historia chłopca-narratora, który opisuje swoje życie. Poznajemy świat kilkuletniego dziecka, uczymy się wraz z nim jeździć na rowerze, obserwujemy jego uczucie do koleżanki z klasy czy chodzimy na lekcje gry na fortepianie do panny Funkiel. Poznajemy sposób myślenia bohatera:
„(…) trząsłem się, bo nagle dotarło do mnie, że cały świat to jedno wielkie świństwo, niesprawiedliwe, wredne, podłe świństwo. A winę za to świństwo ponosili inni. I to wszyscy. Wszyscy winni, bez wyjątku. Poczynając od matki, która nie kupiła mi porządnego roweru; od ojca, który zawsze przyznawał jej rację; od rodzeństwa, które śmiało się złośliwie, że muszę pedałować na stojąco; od wstrętnego kundla doktorowej Hartlaub, który mnie zawsze napastował (…).”
Jego droga kilkukrotnie przecina się z drogą tytułowego pana Sommera – osoby tajemniczej, o której nikt nic nie wie. Całe dnie spędza kilkudziesięciokilometrowych spacerach. Wszyscy znali pana Sommera, bo zawsze był w drodze. Miał ze sobą laskę i plecak. Mówił bardzo szybko, nie sposób było go zrozumieć. Jedynym zdaniem, które bohater dokładnie usłyszał brzmiało: „Och, zostawcie mnie wreszcie w spokoju!” Tytułowy bohater cierpi na klaustrofobię. Nie zdradzę, w jaki sposób losy tych dwóch postaci się splatają.
W postaci bohatera-narratora każdy z pewnością znajdzie część samego siebie. Opowieść nie jest wolna od zabawnych historii i nie jest też pozbawiona wzruszeń. Całość dopełniają przepiękne rysunki Sempé, autora ilustracji do “Mikołajka”.
A oto utwór Diabellego, ulubionego kompozytora bohatera-narratora:

czwartek, 4 kwietnia 2013

Mogę odejść, gdy zechcę – Young-ha Kim

Czy znacie literaturę koreańską? Ja do niedawna nie. Gdy więc w moje ręce wpadła książka „Mogę odejść, gdy zechcę” postanowiłam nadrobić zaległości. To debiutancka powieść południowokoreańskiego pisarza i dziennikarza. Książka budzi moje mieszane uczucia, mimo że minęło kilka dni od momentu, kiedy skończyłam ją czytać. Autor urzekł mnie pierwszym rozdziałem zatytułowanym „Śmierć Marata”. Postać tego francuskiego rewolucjonisty jest mi znana zarówno z historii, jak i z obrazu autorstwa Jacques-Louis Davida. Ten rozdział był wciągający i tajemniczy, podsycał moją ciekawość. Byłam przekonana, że oto w moje ręce trafiła doskonała książka. Niestety, później nastąpiło rozczarowanie. Pozostałe rozdziały są bardzo nierówne, zarówno pod względem akcji, jak i językowym. Historie poszczególnych bohaterów są poszatkowane, ale w pewnym momencie złapałam się na tym, że wcale nie miałam ochoty zastanawiać się, co będzie dalej.
Głównym tematem książki jest szeroko rozumiane samobójstwo. Po temacie spodziewałam się czegoś innego – zmuszenia czytelnika do refleksji o życiu i śmierci, kwestiach ostatecznych, a odczułam ulgę, że udało mi się dobrnąć do ostatniej strony.
Jeśli zamierzacie sięgnąć po „Mogę odejść, gdy zechcę” nie czytajcie informacji umieszczonej na okładce z tyłu książki – tam znajduje się klucz do interpretacji całości.
Chętnie sięgnę po utwory innych koreańskich pisarzy. Znacie jakieś godne polecenia? Bo po Young-ha Kima już raczej nie.

Jacques-Louis David, Śmierć Marata