Dziś
zaproponuję książkę zupełnie inną od tych, które do tej pory
przedstawiałam na moim blogu. Dowiedziałam się o niej przypadkowo,
podczas oglądania filmu dokumentalnego o życiu Lecha Bednara
(znanego jako Paweł Jasienica). Sama książka jest cieniutka, ma
nieco ponad sto stron. Jednak jej forma i informacje w niej zawarte
są porażające. Barbara Stanisławczyk i Dariusz Wilczak zebrali
wypowiedzi siedmiu agentów Służby Bezpieczeństwa. Wyłania się z
nich obraz ludzi bardzo do siebie podobnych. Opowiadają o swoim
życiu, pracy, i mimo, że ich wypowiedzi są często krótkie to
wspólnie tworzą jedną całość.
Bohaterami
„Pajęczyny” są oficerowie aparatu bezpieczeństwa, ale nie
kierownictwo. Dziennikarze spotykają się z nimi w kawiarniach, na
schodach PKiN, w parku, w tramwaju, na ulicy. Oto jak jeden z nich,
Kazimierz M., mówi o swoich wyborach: „Mnie tam żadna partia nie
obchodzi, żadna ideologia, mam własną mądrość: ustawić się w
życiu tak, żeby mi było dobrze. Jestem człowiekiem praktycznym.
Na karierze nigdy mi nie zależało. Wyznawałem zasadę: bliżej
kuchni, dalej od dowództwa. Nie mam nic do ukrycia. Mogę mówić o
wszystkim.”
Niektórzy
pracowali w SB dla pieniędzy, inni byli komunistami z przekonania.
Często uważali, że komunizm to najlepszy ustrój – niektórzy
byli spoza stolicy, dostawali w Warszawie mieszkania, dobre pensje.
Zaciekawił
mnie fragment dotyczący inwigilacji korespondencji: „Każdy
naczelnik poczty był naszym człowiekiem”.
W
Urzędzie Pocztowym Warszawa II był specjalny metrowej szerokości
pulpit parowy, a także sztab grafologów, którzy bezbłędnie
kopiowali charakter pisma jeśli list lub koperta zostały
uszkodzone. Pracownicy SB przyznają, że nie pisali listów, bo
wiedzieli o inwigilacji. Marian A. przeczytał jakieś 200-300
tysięcy cudzych listów.
W
tej właśnie książce po raz pierwszy pojawia się informacja, że
druga żona pisarza Pawła Jasienicy była agentką SB. To na
informacje o TW Ewie czekałam najbardziej. Opowiada o niej Adam G.
Jego zdaniem była ona najważniejszą agentką SB. Ewa chodziła na
spotkania autorskie i miała przygotowane pytania. Pisała bardzo
skrupulatne meldunki. W tym czasie Adam G,. który był kapitanem
dostawał 3 tysiące pensji, a Ewa 5 tysięcy i zwrot za kawiarnie,
wyjazdy i drobne wydatki. Kobieta pracowała na uczelni, a potem w
Grand Hotelu, była łasa na pieniądze. Ewa donosiła nie tylko na
Jasienicę, ale na całe środowisko. Gdy pisarz zaproponował jej
małżeństwo sprawa dotarła do ministra, był popłoch podobny do
tego, jaki był w chwili wyboru Karola Wojtyły na papieża.
Informacje od niej otrzymywał sam Gomułka. Ewa robiła więcej niż
do niej należało.
Na
końcu książki zamieszczone informacje dotyczące tego, co teraz
robią opisani pracownicy SB. To emeryci, handlarze, korepetytor,
pracownik służby więziennej, konsultant w spółkach z kapitałem
zagranicznym. Jest też krótki słowniczek, z którego można się
dowiedzieć m.in. kim był miot, kim nielegał czy figurant