czwartek, 30 maja 2013

Błysk rewolwru – Wisława Szymborska

Błysk rewolwru” to książka zawierająca różnorodną twórczość Noblistki – od pierwszych kartek, wierszyków i rysunków, które tworzyła jako kilkulatka przez poemat empiryczny, Słownik Wyrazów Obelżywych, wierszyki pamiątkowe, moskaliki, lepieje, limeryki, aż po ostatni utwór napisany przed śmiercią. To przekrój twórczości mniej znanej, która w większości po raz pierwszy ujrzała światło dzienne. Jest też tytułowy utwór, zbliżony gatunkowo do powieści, a pochodzący z 1935 roku, z czasów, kiedy Wisława Szymborska chciała zostać powieściopisarką. Niestety, brak w nim trzech z ośmiu stron.
Są też ciekawe zdjęcia, rysunki czy mapki, a wszystko to opatrzone krótkimi komentarzami na marginesie. „Błysk rewolwru” pozwala poznać inną twórczość poetki, niż tą znaną z jej tomików. W książce widzimy ogromny dystans i poczucie humor. Całość materiału została podzielona na cztery części: Juwenalia, Na Krupniczej, w szufladzie, na rybach, Utwory gatunkowe oraz w Lubomierzu. Osobiście najbardziej podobał mi się poemat empiryczny „Topielec” z 1940 roku, cykl „Na rybach z K.” z lat 70. oraz „Moskaliki” z lat 50.
Jedynym mankamentem tej książki jest koszmarny wstęp napisany przez Bronisława Maja. Ktoś, kto nie zna twórczości poetki i jej życiorysu niewiele z niego zrozumie. O języku, w którym widać silenie się na to, żeby było nad wyraz mądrze, szkoda pisać.
Polecam wszystkim, którzy chcą poznać mniej znane utwory autorki, czasem mało poważne, ale doskonale oddające jej charakter. Proponuję czytać rozdziałami, a nie wszystko na raz. Na koniec dodam jeszcze, że całość jest bardzo ładnie i starannie wydana. Prawdziwa perełka.

poniedziałek, 20 maja 2013

Brzechwa nie dla dzieci – Mariusz Urbanek

Do niedawna Jan Brzechwa kojarzył mi się tylko z książkami dla dzieci. W mojej ocenie obok Juliana Tuwima to najlepszy twórca literatury dziecięcej w naszym kraju. Niewiele jednak wiedziałam o jego życiu i twórczości. Z niecierpliwością czekałam na książkę Mariusza Urbanka. Przede wszystkim sam tytuł wydawał mi się intrygujący, a poza tym książka została wydana przez Wydawnictwo ISKRY, które bardzo lubię.
Przede wszystkim poznajemy trzy różne oblicza artysty. Jako Jan Lesmian był wybitnym prawnikiem, specjalistą od prawa autorskiego, a także współtwórcą ZAiKS-u. Jako Szer-Szeń tworzył teksty do kabaretów i teatrzyków, z kolei jako Jan Brzechwa był znanym twórcom literatury dla dzieci.
Warto zaznaczył, że jako autor tekstów dla najmłodszych zadebiutował jako 40-letni mężczyzna. Ciągle nie wierzył, że to zapewni mu sławę i pamięć kolejnych pokoleń. Próbował zaistnieć w ogólnej świadomości jako poeta, co nie było łatwym zadaniem. Po ukazaniu się pierwszego tomu został okrzyknięty „drugim Leśmianem”, co było zarzutem, a nie wyróżnieniem. Długo marzył o debiucie w „Skamandrze”. Kolejne tomy również były słabo przyjmowane przez krytykę.
Plusem książki jest to, że Urbanek nie skupia się na sensacjach z życia pisarza, choć powszechnie było wiadomo, że Brzechwa miał powodzenie u kobiet i chętnie z niego korzystał. Autor odnosił się również do drażliwych kwestii – żydowskiego pochodzenia oraz podejścia do powojennego systemu. Z książki Urbanka wyłania się obraz Brzechwy jako człowieka z poczuciem humoru, ciepłego, towarzyskiego, który chętnie i bezinteresownie pomaga innym. Miał dystans do swojej popularności – był mylony z Tuwimem, nazywany Janem Brzytwą, panem Drzewko lub panem Grzywką. Poznajemy jego pasje i słabostki – karty, dobre jedzenie i papierosy. Poznajemy nie tylko całe życie twórcy, w książce pojawiają się również fragmenty jego utworów (w ilości akuratniej), jest wywiad z córką Brzechwy oraz opis sporu wokół nadawaniu imienia poety szkołom czy skwerom.
To jedna z najlepszych książek biograficznych jakie czytałam w ostatnim czasie. 

Poniżej prezentuję fragment twórczości kabaretowej pisarza:

czwartek, 9 maja 2013

Kronos – Witold Gombrowicz



Dziś cały dzień spędziłam na lekturze książki, o której krążyły legendy. Muszę przyznać, że nie żałuję. „Kronos” powstawał od 1952 lub 1953 roku. Autor na bieżąco komentował swoje życie, a także cofnął się aż do roku 1922 roku. Pierwszy okres 1922-1939 jest najbardziej chaotyczny, poza nim wszystkie pozostałe okresy zostały podzielone na lata, a następnie na miesiące. Ostatni miesiąc to maj 1969 roku (Gombrowicz zmarł w lipcu).
W książce pisarz dużo miejsca poświęcił poszczególnym wydaniom swoich utworów, ich tłumaczeniom, wystawianiu dramatów, a także ich odbiorowi w Polsce i na świecie. Gombrowicz wspomina o wielu ważnych wydarzeniach historycznych. Sporo miejsca poświęca przyjaciołom i relacjom z nimi. Podobają mi się podsumowania poszczególnych lat. Autor szczerze pisze w nich, jak ocenia swoje zdrowie, życie erotyczne, a także pracę zawodową w danym roku. W „Kronosie” pojawiają się również bardziej prozaiczne informacje dotyczące zakupu pióra, płyt czy płaszcza. Zdziwić może beznamiętny ton np. kiedy pisze o śmierci siostry czy skandalu rodzinnym. W taki sam sposób pisze o kłopotach ze zdrowiem czy o starości. Właśnie ten brak emocji bardzo mnie zdziwił.
Osobiście dodałabym do książki podtytuł „zapiski”. Czytając miałam wrażenie, że są to luźne zapiski umieszczone na marginesie kalendarza. Jeśli spodziewacie się języka znanego z innych utworów Gombrowicza będziecie zawiedzeni. Zdania są krótkie, bez gombrowiczowskiej finezji, jak to w zapiskach. Nie zszokował mnie natomiast język użyty do opisu przelotnych romansów Gombrowicza, często wulgarny, wielkim artystom wiele się wybacza.
Podziwiam ogrom pracy włożonej przez żonę pisarza – Ritę Gombrowicz w przygotowanie tej książki. Przypisy wymagały od niej i od osób zajmujących się edycją ogromu pracy, co w pełni doceniam. Na każdej stronie jest średnio po kilka obszernych wyjaśnień, bez przeczytania których odbiór książki byłby dla współczesnego odbiorcy bardzo trudny, a miejscami nawet niemożliwy. Sporo jest też zdjęć np. miejsc, w których mieszkał Gombrowicz, fragmentów rękopisu „Kronosa” czy fotografii przyjaciół.
Uważam jednak, że nazwanie książki wychodzącej w 2013 roku najważniejszym wydarzeniem literackim XXI wieku to duże nadużycie. Owszem pokazuje on wybitną postać z zupełnie innej strony, a wartość faktograficzna jest ogromna, ale moim zdaniem określenie to jest na wyrost. Jeśli lubicie Gombrowicza koniecznie musicie sięgnąć po książkę. Jeśli jednak nie jesteście wielbicielami jego talentu przeczytajcie najpierw jej fragmenty i sami oceńcie czy warto. Moim zdaniem to wspaniałe uzupełnienie „Dzienników” Gombrowicza. Cieszę się, że wdowa po pisarzu zdecydowała się na opublikowanie dzieła. Tym bardziej, że Gombrowicz nie pisze o niej zbyt pochlebnie.

Poniżej zdjęcia z konferencji prasowej zorganizowanej przez Wydawnictwo Literackie w centrum prasowym PAP w dniu 8 maja 2013 r. w Warszawie.
Rita Gombrowicz
od lewej: Michał Chaciński, Vera Michalski-Hoffmann, Rita Gombrowicz,
Renata Niziołek, prof. Jerzy Jarzębski
od lewej: Vera Michalski-Hoffmann, Rita Gombrowicz, Renata Niziołek

środa, 1 maja 2013

Ile kroków do domu – Dominik Rutkowski

Kilka tygodni temu na blogu u Basi przeczytałam o tej książce. Recenzja sprawiła, ze sięgnęłam po tekst Dominika Rutkowskiego. Inspiracją do powstania tekstu były prawdziwe wydarzenia. Akcja rozgrywa się w PRL-u wokół czterech przyjaciół z dzieciństwa – Andrzeja Kochańskiego „Kochana”, Bogusława Czerwonki „Sysego”, Waldemara Wypijewskiego „Szczoty” i Mariana Adamczyka „Mańki”. Główny bohater, Kochan, żył na francuskiej prowincji z mamą i wujkiem. Postanowił wrócić do Polski, by odsłużyć wojsko. Wychodził z założenia, że gdyby tego nie zrobił, jego ewentualny powrót do kraju byłby niemożliwy. Jest przekonany, że po spełnieniu swego obowiązku wobec ojczyzny wróci do Francji. Okazuje się, że rzeczywistość PRL-u rządzi się zupełnie innymi regułami, niż te obowiązujące w wolnej Europie. Nie chcę zdradzać szczegółów i odbierać przyjemności z czytania wspomnę jedynie, że Kochan z przyjaciółmi próbują za wszelką cenę opuścić kraj, chcą uciec pociągiem i przez zieloną granicę. Spotyka ich cała masa przygód.
Książka do końca trzyma w napięciu. Spodobała mi się szczególnie równoległość narracji. Autor nie tylko doskonale sportretował swoich bohaterów, ale także warszawskie Powiśle oraz rzeczywistość lat 60. i 70. XX wieku. Widzimy ogrom absurdu i uświadamiamy sobie, że życie wtedy nie należało do najłatwiejszych. To debiutancka i mam nadzieję nie ostatnia powieść Dominika Rutkowskiego. 
Więcej informacji na temat książki i jej autora można znaleźć tu.