poniedziałek, 31 grudnia 2012

Pajęczyna – Barbara Stanisławczyk, Dariusz Wilczak

Dziś zaproponuję książkę zupełnie inną od tych, które do tej pory przedstawiałam na moim blogu. Dowiedziałam się o niej przypadkowo, podczas oglądania filmu dokumentalnego o życiu Lecha Bednara (znanego jako Paweł Jasienica). Sama książka jest cieniutka, ma nieco ponad sto stron. Jednak jej forma i informacje w niej zawarte są porażające. Barbara Stanisławczyk i Dariusz Wilczak zebrali wypowiedzi siedmiu agentów Służby Bezpieczeństwa. Wyłania się z nich obraz ludzi bardzo do siebie podobnych. Opowiadają o swoim życiu, pracy, i mimo, że ich wypowiedzi są często krótkie to wspólnie tworzą jedną całość.
Bohaterami „Pajęczyny” są oficerowie aparatu bezpieczeństwa, ale nie kierownictwo. Dziennikarze spotykają się z nimi w kawiarniach, na schodach PKiN, w parku, w tramwaju, na ulicy. Oto jak jeden z nich, Kazimierz M., mówi o swoich wyborach: „Mnie tam żadna partia nie obchodzi, żadna ideologia, mam własną mądrość: ustawić się w życiu tak, żeby mi było dobrze. Jestem człowiekiem praktycznym. Na karierze nigdy mi nie zależało. Wyznawałem zasadę: bliżej kuchni, dalej od dowództwa. Nie mam nic do ukrycia. Mogę mówić o wszystkim.”

Niektórzy pracowali w SB dla pieniędzy, inni byli komunistami z przekonania. Często uważali, że komunizm to najlepszy ustrój – niektórzy byli spoza stolicy, dostawali w Warszawie mieszkania, dobre pensje.

Zaciekawił mnie fragment dotyczący inwigilacji korespondencji: „Każdy naczelnik poczty był naszym człowiekiem”.

W Urzędzie Pocztowym Warszawa II był specjalny metrowej szerokości pulpit parowy, a także sztab grafologów, którzy bezbłędnie kopiowali charakter pisma jeśli list lub koperta zostały uszkodzone. Pracownicy SB przyznają, że nie pisali listów, bo wiedzieli o inwigilacji. Marian A. przeczytał jakieś 200-300 tysięcy cudzych listów.

W tej właśnie książce po raz pierwszy pojawia się informacja, że druga żona pisarza Pawła Jasienicy była agentką SB. To na informacje o TW Ewie czekałam najbardziej. Opowiada o niej Adam G. Jego zdaniem była ona najważniejszą agentką SB. Ewa chodziła na spotkania autorskie i miała przygotowane pytania. Pisała bardzo skrupulatne meldunki. W tym czasie Adam G,. który był kapitanem dostawał 3 tysiące pensji, a Ewa 5 tysięcy i zwrot za kawiarnie, wyjazdy i drobne wydatki. Kobieta pracowała na uczelni, a potem w Grand Hotelu, była łasa na pieniądze. Ewa donosiła nie tylko na Jasienicę, ale na całe środowisko. Gdy pisarz zaproponował jej małżeństwo sprawa dotarła do ministra, był popłoch podobny do tego, jaki był w chwili wyboru Karola Wojtyły na papieża. Informacje od niej otrzymywał sam Gomułka. Ewa robiła więcej niż do niej należało.

Na końcu książki zamieszczone informacje dotyczące tego, co teraz robią opisani pracownicy SB. To emeryci, handlarze, korepetytor, pracownik służby więziennej, konsultant w spółkach z kapitałem zagranicznym. Jest też krótki słowniczek, z którego można się dowiedzieć m.in. kim był miot, kim nielegał czy figurant



niedziela, 23 grudnia 2012

Przy wigilijnym stole – Jan Kasprowicz

Z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia chciałabym złożyć najserdeczniejsze życzenia wszystkim czytelnikom mojego bloga. Zamiast tradycyjnych życzeń zapraszam do lektury wiersza Jana Kasprowicza:
„Przy wigilijnym stole
Łamiąc opłatek święty,
Pomnijcie, że dzień ten radosny
W miłości jest poczęty;

Że, jako mówi wam wszystkim
Dawne, odwieczne orędzie,
Z pierwszą na niebie gwiazdą
Bóg w waszym domu zasiędzie.

Sercem go przyjąć gorącym,
Na ścieżaj otworzyć wrota —
Oto, co czynić wam każe
Miłość, największa cnota.

A twórczych pozbawił się ogni,
Sromotnie zamknąwszy swe wnętrze,
Kto z bratem żyje w niezgodzie,
Depcąc orędzie najświętsze.

Wzajemne przebaczyć winy,
Koniec położyć usterce,
A z walki wyjdzie zwycięsko
Walczące narodu serce.”


A tak wyglądały przygotowania do świąt:

sobota, 15 grudnia 2012

John Lennon Listy – opracował Hunter Davis

Książka ta to nie lada gratka nie tylko dla fanów zespołu The Beatles, ale również dla wszystkich tych, którzy chcą poznać jaki muzyk był prywatnie. Zbiór ten zawiera nie tylko listy, ale również pocztówki, notatki, luźne zapiski i telegramy. Listy Lennona są różnorodne, często zabawne, mądre, szalone, pełne bólu, poetyckie lub smutne – można w nich odnaleźć całą paleta odczuć i nastrojów. Współgrają one z resztą twórczości muzyka: tekstami piosenek, opowiadaniami czy wierszami. To koleje życia Lennona przedstawione poprzez listy.
Tym, co charakteryzuje wszystkie zapiski jest lekkie pióro. John początkowo pisał ręcznie, potem głównie na maszynie, dwoma palcami. Listy często zawierają rysunki Lennona czy wierszyki. Są również kartki urodzinowe własnej roboty, które wysyłał do krewnych i znajomych. Zaskoczył mnie fakt, że przez długi czas Lennon podawał fanom swój adres domowy, a czasem przesłał adresy George’a, Paula i Ringo.
Podziwiam ogrom pracy jaką wykonał Hunter Davis, nie tylko odnalazł on listy i zapiski muzyka, ale również dotarł do wielu adresatów. Komentarze tworzą swoistą narrację i sprawiają, że poznajemy całe życie muzyka.
Czego dotyczy zbiór? Generalnie wszystkiego, co miało związek z Johnem. Jest o trudnych relacjach z ojcem, którego poznał dopiero w dorosłym życiu. Adresatami sporej ilości listów jest reszta rodziny. Poznajemy historię miłości Johna i Yoko Ono. Jest również o happeningach i akcjach na rzecz pokoju, np. tygodniowym pobycie w łóżku „Bed-in dla pokoju”, a także o firmie Apple, która była powodem licznych sporów i kłótni.
Z „Listów” można się dowiedzieć jaki zawód chciał wykonywać John po rozpadzie zespołu, w jakiej terapii uczestniczył wraz z Yoko czy co namiętnie czytał i oglądał w telewizji.
Zadziwiające, że rzadko zdradzał tajniki pracy nad piosenkami. Mnie najbardziej podoba się fragment notatki dotyczącej płyty „Imagine”:
„Piosenki pisze się jak książki – przechowujesz strzępki melodii/słowa/pomysły w bibliotece umysłu i wyciągasz je, kiedy są potrzebne”.
Poniżej najbardziej znany utwór Johna: 

piątek, 7 grudnia 2012

Panna Maliczewska – Gabriela Zapolska

Dziś coś z Klasyki mniej znanej – dosłownie – z serii ukazującej się kilka lat temu w wydawnictwie Universitas. Komedie obyczajowe nie są moim ulubionym gatunkiem, jednak ta jest wyjątkowa. Przede wszystkim ze względu na jej autorkę. Postać Gabrieli Zapolskiej jest moim odczuciu szczególna, ale dziś nie o tym. Jak w większości utworów autorki opowieść jest zabawna, nie brak w niej humoru, zwrotów akcji, a także ponadczasowości i wielu prawd o ludzkim życiu.
Tytułowa bohaterka to 19-letnia dziewczyna przekonana o własnym talencie aktorskim, do tej pory występująca w sztukach jedynie jako statystka. Żyje skromnie, ale marzy o przepychu i sławie. Mimo, że ścigają ją za długi i pada podejrzenie, że źle się prowadzi, nie opuszcza jej dobry humor. Z czasem porzuca mieszkanie u praczki, by zostać utrzymanką Daumana. Nie można odmówić jej inteligencji, przenikliwości czy dystansu do siebie i otaczającego ją świata. Więcej nie zdradzę, ponieważ nie chcę psuć radości z czytania.

Panna Maliczewska pomimo lekkiej formy podejmuje szereg trudnych tematów. Pokazuje sytuację biednych kobiet, które muszą sobie radzić w życiu z różnymi przeciwnościami:


„STEFKA
Ale co? Ja taka sama kobieta, jak pani, może nie? czy z innej gliny?

DAUMOWA

Ale nie kosztem swej godności.

STEFKA

Proszę pani – przecież pani to futro dał także mężczyzna.

DAUMOWA

(zaskoczona, po chwili)

Mąż.

STEFKA

No, bo pani miała posag, to pani miała za co kupić sobie męża, a ja, biedusia, nie miałam posagu, to mnie kupili.”


To również opowieść o poszukiwaniu szczęścia, dążeniu do celu. Świetnie obrazuje rozkład więzów rodzinnych oraz ludzką obłudę.


środa, 28 listopada 2012

Zakopane odkopane. Lekko gorsząca opowieść góralsko-ceperska – Paulina Młynarska, Beata Sabała-Zielińska

To subiektywny przewodnik, który powstał miłości do Zakopanego dwóch przyjaciółek – ceperki i góralki. Same autorki tak piszą we wstępie:
„Prosimy, by potraktować naszą książkę jak opowieść snutą przy kominku. Nie zawsze poważną, czasem trochę złośliwą, ale zawsze pełną ciepła i gościnności. Nie unikamy osobistych żartów, anegdot z naszego życia i nieobiektywnych komentarzy.”
Na początku dowiadujemy się, co skłoniło Paulinę Młynarską do zamieszkania w Kościelisku i w jaki sposób poznały się obie autorki.
Poznajemy specyfikę górskiego klimatu, który sprawia, że nikt o słabym zdrowiu nie poczuje się tu lepiej. Dotyczy to również halnego, któremu przypisuje się wysoki współczynnik samobójstw na Podhalu. Autorki w ciekawy sposób oddały atmosferę tatrzańskich schronisk. Piszą też o nierozważnych turystach, którzy, dla przykładu, z 5-letnim dzieckiem wchodzą na najbardziej niebezpieczny szlak w Tatrach Wysokich - Orlą Perć.
Z książki dowiemy się gdzie kupić prawdziwe oscypki, a gdzie najlepsze górskie jedzenie (wypisałam sobie wszystkie te miejsca i zamierzam przy następnej wizycie w Zakopanem odwiedzić). Dają również wskazówki dotyczące zakupu kożucha czy stroju góralskiego szytego na miarę.
Opowiadają dlaczego niedźwiedź na Krupówkach jest biały mimo, że w Tatrach żyją tylko brunatne i dlaczego próżno szukać prawdziwej góralskiej muzyki w knajpkach na Krupówkach
Szczególnie spodobały mi się rozdziały dotyczące magicznych miejsc, takich jak Harenda (Muzeum Jana Kasprowicza), Atma (Muzeum Karola Szymanowskiego) czy Opolanka (Muzeum Kornela Makuszyńskiego). Zachwycił mnie szczególnie ten pierwszy. Autorki bardzo rzetelnie przedstawiły postać Marusi Kasprowiczowej, której osoba mnie fascynuje (o jej Dzienniku pisałam we wrześniu). Pojawia się również fragment poświęcony chyba największemu skandaliście – Witkacemu. Ale Młynarska i Sabała-Zielińska nie piszą tylko o dawnych twórcach, ale również o współczesnych artystach z różnych dziedzin.
W książce jest również kilkadziesiąt bardzo różnych fotografii, które przedstawiają zarówno przepiękne tatrzańskie krajobrazy, jak i ludzi związanych z Zakopanym oraz przyjezdnych (szczególnie podoba mi się zdjęcie Adolfa Dymszy na Gubałówce) czy ważne wydarzenia (np. pielgrzymkę Jana Pawła II z 7 czerwca 1997 roku). Najbardziej zachwyciły mnie zdjęcia Krupówek początku XX wieku zestawione z ich współczesnym wyglądem.
Na końcu można znaleźć przydatne telefony i adresy. Książkę polecam wszystkim, którzy uwielbiają Zakopane oraz tym, którzy nigdy tam nie byli i zastanawiają się czy warto.

sobota, 24 listopada 2012

Mama – Przemysław Wechterowicz

Mama to wyjątkowo mądra książka dla dzieci. Przede wszystkim pokazuje ona, że każda mama jest inna, co czyni na przykładzie ludzi i zwierząt. Ilustracje, wykonane przez Dianę Karpowicz, zostały świetnie wkomponowane w tekst, nie tylko obrazują poszczególne opinie o mamie, ale też stanowią ich dopełnienie. Osobiście najbardziej przypadł mi do gustu rysunek dwóch bliźniaków podobnych do Jacka i Placka. Podoba mi się również to, co mówią małe krokodylki o swojej mamie:„Naszej Mamy wszyscy się boją, a ona jest przecież najfajniejsza na świecie.” W książce tej każdy znajdzie dużo ciepła. Dzieci uczą się, że choć każda mama jest inna, każda jest wyjątkowa, bez względu czy jest człowiekiem, kotem, krokodylem czy ptakiem. Pobawi się w chowanego, nauczy rozpoznawać zapachy, jest najlepszą przyjaciółką i mruczy kołysanki. Książeczka jest przeznaczona dla dzieci powyżej 3. roku życia, ale moim zdaniem nadaje się także dla nieco młodszych pociech.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej – Anna Bikont, Joanna Szczęsna

Biografię Wisławy Szymborskiej przeczytałam już kilka miesięcy temu, ale przyznam szczerze, że miałam duży problem z napisaniem tej recenzji. Zawsze, gdy po śmierci jakiejś znanej osoby ukazuje się jej biografia wydaje mi się, że jest na to zdecydowanie za wcześnie. Tak było i tym razem. Wiem, że duet autorski wydał już wcześniej biografię poetki, a obecna książka jest jedynie jej rozszerzoną wersją. O ile pierwsza wyszła po otrzymaniu przez Wisławę Szymborską Nagrody Nobla, to druga zaraz po śmierci. Trudno nie dostrzec tego faktu.
Zdziwiła mnie objętość książki, powszechnie bowiem wiadomo, że poetka nie lubiła ani udzielać wywiadów, ani mówić o sobie czy swojej twórczości. Uważała, że wszystko, co ma do powiedzenia zawarła w swoich wierszach:
„Cóż poradzę, tylko tyle mogę o sobie, i to dość bezosobowo, ale proszę zrozumieć, cała reszta, małowiele, to sprawy prywatne, moje, twoje, jego… Takie teczki zastrzeżone. Czyli nic do opowiadania”.
Tajemnica rozwiązała się bardzo szybko – blisko połowa książki to różnego rodzaju indeksy, które sama Szymborska uwielbiała.
Pamiątkowe rupiecie to świetna książka dla tych, którym do tej pory nie było po drodze z Szymborską i jej poezję. Odradzam osobom, które znają twórczość Noblistki, zarówno wiersze, jak i Lektury nadobowiązkowe. Mnie urzekły dwie części biografii: ta dotycząca rodziny, przyznam, w większości były to dla mnie informacje nowe oraz część dotycząca życia w kamienicy przy ul. Krupniczej 22 w Krakowie, gdzie mieszkało i bywało wiele wybitnych osobowości (wspomina o niej m.in. Sławomir Mrożek w Uwagach osobistych).
Dom Literatów, kamienica przy ul. Krupniczej 22 w Krakowie
Zdziwiła mnie konstrukcja książki. Pojedyncze wypowiedzi Szymborskiej zestawione są z wypowiedziami osób, które ją znały, które się z nią stykały i tym, co wynikało z Lektur nadobowiązkowych. Wszystko przeplatane zdjęciami i dużą ilością wierszy poetki. Dla mnie to wszystko jest trochę zbyt wymieszane. To jakby stworzyć kilka elementów i próbować je łączyć. Gdyby wyciąć wiersze, wypowiedzi znajomych i zostawić tylko wypowiedzi Szymborskiej i opisy autorek, bez ostatnich 100 stron spisów, zostałoby niewiele… Jednocześnie, co muszę zaznaczyć, doceniam mrówczą pracę autorek.
Na koniec o czym ciekawym można przeczytać w książce: o małżeństwie Szymborskiej z Adamem Włodkiem i ich przyjaźnią mimo rozstania, o zamiłowaniu poetki do tandety, Andrzeja Gołoty i Wood’ego Allena, o limerykach czy papierosach, które nałogowo paliła.
Nie ukrywam, że czekam na książkę Michała Rusinka, sekretarza poetki, o ile taka powstanie. Znając takt i dyskrecję pana Rusinka można przypuszczać, że nigdy nie zechce się podzielić z nami swoją wiedzą.

sobota, 3 listopada 2012

Tyrmandowie. Romans amerykański – Agata Tuszyńska

Książka Agaty Tuszyńskiej to jedna z moich zdobyczy z Targów Książki. Polecam ją szczególnie wielbicielom talentu Leopolda Tyrmanda, ale również osobom, które lubią epistolografię i literaturę biograficzno-wspomnieniową. O polskim pisarzu i publicyście opowiada jego późniejsza trzecia żona - Mary Ellen Fox. To kronika ich wspólnego życia od 1970 roku aż do śmierci Tyrmanda w 1985 roku.
Cała historia ich znajomości rozpoczęła się od listu wysłanego przez Mary do „New Yorkera”, w którym publikował Tyrmand. Młoda dziewczyna czytała jego teksty i identyfikowała się z nimi. Gdy się pierwszy raz spotkali od razu zaiskrzyło. Dzieliło ich wiele - ona była 23-letnią doktorantką iberystyki na Yale, a on 50-letnim pisarzem. On był Polakiem, ona – Amerykanką. Mimo to szybko stali się sobie bardzo bliscy, a to za sprawą listów. To dzięki nim Mary zdobyła serce Leopolda.
Po krótkim wstępie Mary Ellen pojawia się korespondencja z początku znajomości. Po lekturze kilkudziesięciu stron, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego książka nie ma podtytułu „listy”. Z czasem jednak zaczyna dominować narracja żony i jej wspomnienia uzupełniane są jedynie pojedynczymi listami. 
Książka pozwala nam poznać zupełnie innego Tyrmanda. Jego żona jest szczera i ma się wrażenie, że niczego nie ukrywa. Poznajemy pisarza od prywatnej strony, dowiadujemy się, że swych amerykańskich gości częstował własnoręcznie przygotowywaną tyrmandówką i bigosem. Cenił bardziej kulturę niż religię i tradycję, a w notesie zapisywał kolejne podboje miłosne. Gdy rodzą się dzieci, niespodziewanie dla Mary, pisarz bardzo się angażuje w pomoc - zmienia pieluchy, karmi, chodzi na spacery. Z opowieści wyłania się również Tyrmand-skąpiec, który był łowcą okazji w supermarketach. Jego zbytnia oszczędność sprawiła, że nie wykupił ubezpieczenia na życie, przez co po śmierci jego żona i 4-letnie bliźniaki zostały bez środków do życia.
Co ważne, dzięki książce poznajemy nie tylko Tyrmanda, ale również jego żonę – kobietę błyskotliwą oraz równorzędną partnerkę intelektualną. Jednak tak jak w życiu, także we wspomnieniach, to Tyrmand jest na pierwszym miejscu. Zaletą książki są kopie listów oraz niezliczona ilość zdjęć z prywatnego archiwum.

Autograf Agaty Tuszyńskiej

sobota, 27 października 2012

16. Targi Książki w Krakowie

Od czwartku w Krakowie trwają 16. Targi Książki. Zaskoczyła mnie liczba odwiedzających, trudno było się przecisnąć między stoiskami. Na tej podstawie wnioskuję, że z czytelnictwem w naszym kraju jest źle.
Ogromną popularnością cieszyło się stoisko Wydawnictwa Literackiego podczas podpisywania książki przez Danutę Wałęsę.

Danuta Wałęsa
Dokładnie w tym samym czasie była również druga prezydentowa.

Jolanta Kwaśniewska
Sporo osób odwiedzało również stoisko z Andrzejem Mleczko, Dorotą Warakomską, Krzysztofem Vargą oraz Agatą Tuszyńską.
Andrzej Mleczko
Dorota Warakomska
Krzysztof Varga
Agata Tuszyńska
Byli również artyści, dziennikarze i sportowcy promujący swoje książki:
Jarosław Gugała
Krzysztof Hołowczyc
Krystyna Mazurówna
Także maluchy mogły znaleźć coś dla siebie:
Wojciech Widłak
Niestety, tegoroczne targi nie były dobrze zorganizowane. Lista autorów zmieniała się bardzo często. Najbardziej zdziwiło mnie, że niektórzy autorzy to znikali, to pojawiali się. W piątek koło południa sprawdzałam plan i w sobotę o 11 mieli być Jacek Dehnel oraz Roma Ligocka. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy wieczorem zerknęłam jeszcze raz i okazało się, że Dehnela nie ma w ogóle, a Ligocka jest o 16. Słyszałam również od wystawców, że działania organizatorów pozostawiały wiele do życzenia.
Co do okazyjnych cen, za które można było nabyć książki to wszystko zależało od wydawnictwa. W niektórych przypadkach były spore, w innych były wyższe niż w popularnych księgarniach. Udało mi się upolować kilka okazji, które będę prezentować w najbliższym czasie na blogu.
Wszystkich, którzy jutro zamierzają odwiedzić Targi Książki zachęcam do wzięcia udziału w akcji Książka za książkę. Oddałam dwa egzemplarze, które miałam podwójne. Za każdy z nich otrzymałam kupon zniżkowy (od 3 do 20 % zniżki w wybranych wydawnictwach) oraz kod uprawniający do wyboru jednej z czterystu e-booków i audiobooków, a zebrane książki zostaną przekazane bibliotekom.

czwartek, 25 października 2012

Artyści i sztuka w Zakopanem - Willa Oksza

Dziś wyjątkowo nie o książkach, a o wystawie. W Zakopanem, w Galerii Sztuki XX wieku w Willi Oksza można zobaczyć wystawę zatytułowaną „Artyści i sztuka w Zakopanem”. Jest ona poświęcona twórczości zakopiańczyków oraz artystów spoza tego regionu, dla których Podhale było źródłem inspiracji. Wystawa obejmuje dzieła tworzone w Młodej Polsce i dwudziestoleciu międzywojennym. Jak czytamy na plakacie: „pokazane na wystawie obrazy, rzeźby, rękodzieło artystyczne, fotografie i uzupełniające artefakty mają przebogate konteksty – historyczne, literackie, artystyczne i biograficzne, z których wynikają kolejne i dalsze wątki, splatając się w niezwykły wzór życia artystycznego pod Giewontem.” Wystawę szczególnie gorąco polecam miłośnikom talentu Witkacego, bowiem jedna sala to jego dzieła:

Wśród innych znakomitych artystów warto wymienić Rafała Malczewskiego:
Rafał Malczewski, W deszczu
Na wystawie można także zobaczyć dzieła Leona Chwistka, Leona Wyczółkowskiego, Jacka Malczewskiego oraz Wojciecha Weissa:
Jacek Malczewski, Portret Stanisława Witkiewicza
Poza obrazami i rysunkami można obejrzeć również rzeźby, m.in. Wojciecha Brzegi:
Wojciech Brzega, Portret matki artysty, Teresy Gąsienicy Brzegi, 1902

Obok sali z dziełami Witkacego duże wrażenie zrobiły na mnie genialne stare fotografie wykonane na szkle i umieszczone w oknach, przedstawiające m.in. Jana Kasprowicza i Antoniego Słonimskiego.
Dodatkową atrakcją muzeum są kapcie, choć nie takie siermiężne jakie kilka lat temu gościły we wszystkich tego typu placówkach, ale miękkie polarowe…

wtorek, 16 października 2012

Od A do Z – Janusz Minkiewicz



Gdy po raz pierwszy otworzyłam Od A do Z zwróciłam uwagę na ilustracje. Są wyjątkowe: to połączenie stylu rysunków dla dzieci z rysunkami satyrycznymi. Stworzył je Bohdan Wróblewski – grafik i ilustrator, który współpracował m.in. z „Przekrojem”, „Szpilkami”, „Płomyczkiem” czy „Świerszczykiem”. Jest także autorem kilku serii znaczków pocztowych.
Od A do Z to doskonała pozycja do nauki alfabetu, rymowana i pełna humoru. Gdy po raz pierwszy do niej sięgnęłam pomyślałam, że jest oldschoolowa. Okazało się, że książka jest reprintem sprzed pięćdziesięciu lat. Posiada tekturowe kartki, co z pewnością jest zaletą książek dla dzieci. Pomimo upływu lat nadal bawi i uczy.
Każda literka jest inną postacią, i tak dla przykładu A jest atletą, D – dentystą, L – lotnikiem, a np. P – poetą.


Sam tekst jest bardzo ciekawy i co najważniejsze, podoba się dzieciom. Oto jego fragment:
„I było Igiełką, co małe ma uszko…
J było Jabłuszkiem, czubiło się z gruszką…
K było Kukułką (słyszycie jak kuka?)..!
L było Lotnikiem – nie lada to sztuka…”
Książka przeznaczona jest dla dzieci powyżej roku.

niedziela, 7 października 2012

Włoskie szpilki – Magdalena Tulli

Dziś ogłoszono zwycięzcę Nagrody Literackiej Nike. Wśród nominowanych była książka, którą dziś przedstawiam – Włoskie szpilki Magdaleny Tulli. To nie jest mój pierwszy kontakt z twórczością tej autorki. Gdy kilka lat temu przeczytałam Sny i kamienie byłam rozczarowana. Przez lata omijałam Tulli szerokim łukiem. Zupełnie przypadkiem stałam się posiadaczką Włoskich szpilek. Muszę przyznać, że jest to trudna lektura, ale warto po nią sięgnąć.
To zbiór autobiograficznych opowiadań o kobiecie, na którą ogromny wpływ miało nieudane dzieciństwo. Ponieważ jej ojciec był Włochem to od dziecka należała do dwóch światów, tak też było z językami. Matka nie należała do żadnego z dwóch światów, w którym żyła bohaterka. Nie interesowała się córką, która była pozostawiona sama sobie, z trudnościami w nauce i brakiem przyjaciół.
Tulli pisze o szarej powojennej rzeczywistości PRL-u, w tym również o atmosferze marca ’68. Jej odmienność sprawia, że dzieci zaczynają widzieć w niej Żydówkę, mówią, że ma czarne oczy, mimo, że ma niebieskie. Oto, co pisze w kilka miesięcy po marcu: „Po wakacjach odgłosy polowania się oddaliły. Jeszcze było słychać jakby ujadanie psów, ale nie wiadomo, czy myśliwych. Podobno lisy uciekły.”
Autorka pisze o swoich kłopotach w szkole: z nauką i z uczniami. Dzieci zazdroszczą jej tacie zagranicznych wyjazdów, myślą, że jeździ w delegacje nie rozumiejąc, że może mieć tam sprawy prywatne. To, co mnie zastanowiło to brak jakiegokolwiek rozgoryczenia i żalu w tonie narracji. Myli się jednak ten, kto uważa, że ton jest beznamiętny. Przeżywamy razem z bohaterką niepowodzenia, kiedy nauczycielka wpisuje jej zero zamiast jedynki (bo nawet na nią trzeba sobie zasłużyć), po szkole chodzimy się z nią po ulicy (bo znów zgubiła klucze), jesteśmy przy niej, gdy niesłusznie zostaje oskarżona o kradzież. Wszystkie te przeżycia powracają w dorosłym życiu w postaci uwielbienia dla samotności…
Nazwisko było dla Tulli powodem wielu zmartwień, a mimo to gdy wychodziła za mąż nie zmieniła go. Autorka sporo pisze o dziedzictwie przed którym nie można uciec:
„Dziedzictwo jest trudne, składa się ze zbyt wielu nieszczęść, w których zbyt wielu ludzi odziedziczyło udziały, a nikt nie wie, jak je zainwestować i co w ogóle z nimi zrobić. Dotyczy to zwłaszcza upokorzeń, które chciałoby się po prostu wykreślić z inwentarza, a jeśli to niemożliwe, pozbyć się ich, oddać komuś innemu.”

Poniżej prezentuję rozmowę z Magdaleną Tulli.

poniedziałek, 1 października 2012

Listy – Stanisław Lem, Sławomir Mrożek

Zacznę nietypowo, od rady: nie czytajcie wstępu tej książki przed jej lekturą! Zdradza wszystko, zapowiada najciekawsze wątki korespondencji, zabija radość czytania! Niestety, ja zaczęłam od wstępu…
Tom zawiera wszystkie listy z lat 1956-1978, jakie zachowały się w zbiorach obu pisarzy. Na okładce umieszczono po jednym rysunku Lema i Mrożka. Opasłe tomisko Listów dostarcza przedniej zabawy. Zachwyca wspaniały język oraz dziesiątki różnych stylów, którymi obaj się posługują.
Korespondencja zaczyna się, w momencie, gdy Mrożek ma 26, a Lem 35 lat. Okazuje się, że poza zawodem, jaki wykonywali obaj łączy ich również zamiłowanie do samochodów. Z Listów dowiadujemy się jak spędzali wolny czas, co czytali, czym się pasjonowali… Sporo jest również o podróżach. Dużo miejsca poświęcają także twórczości własnej i innych. Recenzują wzajemnie swoje utwory. Mnie zaskoczyła negatywna ocena Tanga przez Lema (ocenił go jako niewypał). Ponad to piszą o niemocy twórczej. Lem w liście z 27 kwietnia 1967 r. zwierza się:
„Pisałem książkę do niedawna, ale okazało się, że jej nie potrafię napisać. Więc na razie odłożyłem i ot tak szlajam się, tu gazet kupię jakiś, tam książek i życie mi upływa jak rzeka zamulona. Coś tu i tam mojego wychodzi, stawiam na półkę, poruszam się jak nakręcony, jem coś, nawet piję, kładę się do łóżka, wstaję, zapewne to znasz i nic w tym szczególnie nowego ni oryginalnego.”
Kilka miesięcy później 12 listopada 1967 r. również Mrożek ma podobne problemy:
„Teraz przerabiam tę sztukę o Widmie [Poczwórka], wiesz którą. I doznaję uczucia najstraszniejszego, uczucia całkowitej głupoty, nieudolności i pustki.”
Opisują siermiężną rzeczywistość lat 60., kłopoty z ZAiKSem i wypłatami, paszportami, wyjazdami zagranicznymi. Mrożek żali się, że życie upływa mu na błahostkach – np. na poszukiwaniu garażu. Zapewnia Lema, że napisałby arcydzieło, ale nie ma na to czasu ponieważ musi pisać chałtury.
Z książki dowiadujemy się także o wydarzeniach bardzo osobistych, jak śmierć żony Mrożka – Marii czy o narodzinach syna Lema - Tomasza. Poznajemy również przyczyny emigracji Mrożka.
Recenzję tej książki zakończę dowcipem Lema z 1963 r.: „Co to jest: ma 60 m długości i żre samą kapustę, nie wiecie?? To ogonek po mięso.”

niedziela, 23 września 2012

Bee, mee i kukuryku – Agata Półtorak

Recenzowana dziś książka jest przeznaczona, zgodnie z informacją w niej zawartą, dla dzieci od dziesiątego miesiąca życia. Moim zdaniem doskonale nadaje się jednak zarówno dla młodszych dzieci, jak i dla starszych (np. tych, które uczą się czytać).
Książeczka jest zabawą w naśladowanie dźwięków różnych zwierząt (moim ulubieńcem jest zły kocur i jego phhh! phhh! phhh!). Bardzo ładne i proste rysunki są niewątpliwie zaletą tej pozycji. Zachęca ona dzieci do powtarzania nazw zwierzątek i dźwięków jakie one wydają. To połączenie przyjemnego z pożytecznym – zabawy i nauki. Bee, mee i kukuryku jest bardzo proste zarówno w swej formie, jak i treści, co w tym wypadku jest jego ogromną zaletą. Najważniejsze jednak, że szybko staje się jedną z ulubionych książeczek zarówno dzieci, jak i rodziców.
Na końcu znajduje się słowo do rodziców, czyli kilka uwag autorki z których można się dowiedzieć, jak ważna jest wspólna zabawa i nauka z dzieckiem, w jaki sposób dostosować język do możliwości malucha oraz jak zapobiegać wadom wymowy u najmłodszych.

Poniżej prezentuję filmik, na którym autorka i ilustratorka, Agata Półtorak, prowadzi zajęcia dla przedszkolaków.

poniedziałek, 17 września 2012

Wywiad z historią – Oriana Fallaci

To zbiór wywiadów przeprowadzonych przez mistrzynię tego gatunku z najważniejszymi osobami drugiej połowy XX wieku. Są one niezwykłe bowiem Fallaci identyfikuje się z ofiarami wszelkich konfliktów, odwołuje do własnych obserwacji oraz faktów. W swoich wywiadach używa każdej broni „od kobiecego uwodzicielstwa po wspólnictwo, od prowokacji po szyderstwo”. Odrzuca neutralność. Na podstawie dwudziestu ośmiu rozmów powstał dokument, który jest czymś pośrednim pomiędzy tekstem dziennikarskim a historycznym.
Dla mnie najciekawsze były nie same wywiady, ale opisy poprzedzające rozmowy – rodzaj krótkiego wprowadzenia, w którym Fallaci charakteryzuje postać oraz opowiada o okolicznościach, w jakich spotkała się z daną osobą.
Najbardziej czekałam na wywiad z Willy’m Brandt'em – kilka lat temu czytałam książkę jego byłej żony, Rut Brandt pt. Willy Brandt – mąż i polityk. Byłam ciekawa jak odbierze go Fallaci. Pisze o nim jako o człowieku, który zwalczał nazistów, przez wiele lat mieszkał w Norwegi. To jedna z najbardziej znaczących postaci powojennej Europy Zachodniej. Rozmowa była przeprowadzana w dwóch częściach i, jak przyznaje autorka, „rzadko się zdarza, aby wywiad stał się portretem człowieka, ale tym razem tak było.” Dowiadujemy się z niego, że polityk naprawdę nazywa się Herbert Frahm i zmienił nazwisko w 1933 r., kiedy po dojściu do nazistów do władzy opuścił Niemcy. Do kraju powrócił jako dziennikarz, przez przypadek, a nie z sentymentu. W rozmowie została przywołana sytuacja, w której Brandt padł na kolana w Warszawie w geście prośby o przebaczenie czynów nazistów.
W zestawieniu polityków, z którymi spotkała się autorka chyba najgorzej wypadł Henry Kissinger. Ten doradca amerykańskich prezydentów – Kennedy’ego, Johnson'a i Nixon'a - jawi się jako osoba zakompleksiona i nieuprzejma. Gdy dziennikarka weszła na wywiad czytał siedząc do niej tyłem, poza tym rozmowę co 10 minut przerywał telefon od Nixona. Wywiad został ostatecznie zakończony przez Kissingera, którego wezwano do prezydenta. Rozmowa wywołała spore zamieszanie. Podobno po jego opublikowaniu Nixon obraził się na Kissingera za to, że ten mówił, iż lubi działać sam i jest to klucz do jego sukcesów. Ponadto Fallaci została oskarżona o to, że przeinaczała jego słowa, a przecież wywiad był nagrywany. Gdy Kissinger otrzymał Nagrodę Nobla Fallaci skwitowała to krótko: „Biedny Nobel. Biedny pokój”. Dodam, że rozmowa z Kissingerem dotyczyła Wietnamu. Na tle tej postaci zupełnie inaczej jawi się Nguyen Vanthieu, który jest człowiekiem dowcipnym i punktualnym. Najpierw zaprosił dziennikarkę o 8 rano na śniadanie, a potem do 12.30 rozmawiają w gabinecie. Vathieu mówi o tym, że komunizm jest zły dla Wietnamu i o tym, że cierpi z powodu bombardowań.
Z kolei generał Giap – uważany za azjatyckiego Napoleona - nie pozwolił nagrywać rozmowy i przez 45 minut prowadził monolog. Potem wywiad został ocenzurowany, jednak Fallaci opublikowała go w całość.
W książce jest też ciekawy wywiad ze słynnym cesarzem, postacią przedstawiona przez Ryszarda Kapuścińskiego – Hajle Syllasje.
Wywiad z historią to książka wciągająca. Na koniec zdradzę, w jaki sposób ją czytałam: każdego dnia tylko jeden wywiad. To pozwoliło delektować się rozmowami Fallaci.

poniedziałek, 10 września 2012

Dziennik – Maria Kasprowiczowa


Dwa miesiące temu pisałam o książce Zazdrość i medycyna. Kilka dni po publikacji tej recenzji trafiłam na artykuł w „Przekroju”, który dotyczył właśnie autora opisywanej powieści - Michała Choromańskiego. Przeczytałam w nim wiele interesujących informacji, w tym tę dotyczącą romansu autora z Marią Kasprowiczową, żoną Jana Kasprowicza. Byłam ciekawa, co o ich relacji pisze sama zainteresowana. Udało mi się trafić na Dziennik Marii Kasprowiczowej. Okazało się, że wydanie Instytutu Wydawniczego Pax z 1958 roku obejmuje zapiski od 1910 roku do 1933 roku. Zaznaczę, że w tej części nie było wzmianki o Choromańskim. Cieszę się, że dotarłam do tej książki bowiem pozwoliła mi ona poznać niezwykłą osobę Marii Kasprowiczowej.
Dziennik to literackie zwierciadło Marusi – trzeciej żony poety, odbicie jej indywidualności, a także kopalnia wiedzy o poecie. Autorka podzieliła swoje zapiski na pięć części (jest dostępne wydanie każdej części osobno). Od razu dodam, że nie są to wszystkie dzienniki jakie napisała. Wydarzenia opisane kończą się wraz z powstaniem mauzoleum Jana Kasprowicza, a przecież Marusia prowadziła zapiski do końca życia czyli do roku 1968.
Widzimy jak się zmienia ona sama, jej podejście do świata i ludzi, jak dojrzewa. Książka pozwala poznać też zupełnie nowe oblicze Kasprowicza. Warto podkreślić, że wywołała ona wiele sprzecznych ocen i sądów, publicznie krytykowana głównie przez kobiety, także dlatego, że Marusia mówi więcej o sobie niż o mężu. Przede wszystkim jest to otwarta spowiedź, ogłoszona w 1932 r. Ryzykowne, jak na tamte czasy, było wydanie wspomnień za życia ich autora, ale Marusia nie bała się tego.
Poznajemy historię małżeństwa 50-letniego pisarza z pochodzenia chłopa i 20-letniej Rosjanki, córki generała i arystokratki. Wszystko ich dzieliło – status majątkowy, narodowość, pochodzenie i środowisko. Widzimy rozkwit wzajemnych relacji, a także proces dojrzewania samej Marusi. Początkowo wyłania się obraz osoby młodej i nieco zagubionej, która wkrótce okazuje się być kobietą niepospolitą i silną. O rodzącym się uczuciu pisze, że było jak groźne zbliżenie burzy złowrogiej i milczącej.
O czym jeszcze pisze? Mało o codziennym życiu, dużo o procesie tworzenia dzieł Kasprowicza, oddaje klimat artystyczny Zakopanego, portretuje krąg przyjaciół. Dowiadujemy się dzięki czemu schudł Kasprowicz i w jaki okolicznościach kupili swój ukochany dom. Poznajemy nieznane fakty z życia Kasprowiczów – Marusia obecna była w Zachęcie podczas zamachu na prezydenta Narutowicza, a Jan pomógł wyciągnąć z więzienia Lenina, który potem odwdzięczył się Marusi.
Z każdą stroną jej rozważania są coraz bardziej dojrzałe. Moje ulubione słowa brzmią następująco:
„Gdy człowiek czuje się nieszczęśliwy, chwila rannego przebudzenia jest najgorsza. Działa nieraz jak bolesny wstrząs.”
Bardzo prawdziwe.
Ta niezwykła książka zaprowadziła mnie podczas wakacji na Harendę. Chciałam zobaczyć miejsce, o którym tyle czytałam i które wzbudziło tyle pozytywnych emocji. Na Harendzie byłam kilka lat wcześniej, ale dom i mauzoleum widziałam tylko z zewnątrz. Tym razem poczułam atmosferę Harendy, na pewno jeszcze tam wrócę. Poza tym udało mi się uzyskać odpowiedź na kilka pytań, które pojawiły się podczas czytania książki. Nabyłam też reprint „Tygodnika Ilustrowanego” z 1926 roku w całości poświęconego zmarłemu pisarzowi. Poniżej prezentuję kilka zdjęć z Harendy, w tym moje ulubione przedstawiające portret Marusi autorstwa Witkacego. A czy Wy mieliście okazję zwiedzić Muzeum Jana Kasprowicza na Harendzie? Jeśli tak, to koniecznie napiszcie jakie wywarło na Was wrażenie.


poniedziałek, 3 września 2012

Láska nebeská – Mariusz Szczygieł


Na początku tego roku ukazała się książka Mariusza Szczygła pt. Láska nebeská. O zamiłowaniu autora do Czech wiadomo nie od dziś. Przez wiele lat był on korespondentem „Gazety Wyborczej” w tym kraju. Láska nebeská to zbiór felietonów, które Szczygieł pisał do wydanej przez Agorę serii siedemnastu dzieł pt. Literatura czeska.
Książka nie jest tylko o literaturze czeskiej, właściwie o literaturze jest tu niewiele, sporo możemy się za to z niej dowiedzieć o nas samych, ale przede wszystkim o naszych sąsiadach - Czechach. Sam Szczygieł przyznaje, że z czytanych książek zwykle zapamiętuje jedno zdanie i to ono potem żyje własnym życiem. Tak właśnie jest w tej książce. Tytuł w tłumaczeniu z języka czeskiego oznacza „miłość niebiańską”, ale Szczygieł woli określenie „miłość nie z tej ziemi”.
Dziennikarz porusza w swoich felietonach szereg tematów związanych z życiem. Dla mnie jednym z najciekawszych był ten dotyczący tabloidyzacji życia w Czechach, o czym Szczygieł pisze w następujący sposób: „(…) piosenkarka Helena Vondráčková każdego dnia dowiaduje się z tabloidów czegoś nowego na własny temat. Na przykład może zobaczyć siebie, jak wysiada z samochodu w pełnym słońcu i bez makijażu, z wyjątkowo widocznymi zmarszczkami, i czyta podpis, żeby z wychodzeniem na ulicę dała sobie spokój (<<Babciu, już dość!>>). Albo że zapłaciła za aresztowanego męża milionową kaucję, podczas gdy w czasie rzekomego aresztowania oboje leżeli na trawniku przed domem.”
Prezentuje tam wszystkich dziennikarzy tabloidów, którzy kłamali na temat Vondráčkovej, i robi to w taki sam sposób, w jaki oni pokazują jego żonę. Jeśli dziennikarki mają nadwagę, grube nogi, zawsze tłustą cerę i nieumyte włosy - fotografie zostały tak dobrane, żeby te cechy były widoczne. W tym celu zatrudnił detektywów. Szczygieł wspomina o tym, że oczerniano wielokrotnie również prezydenta Havla – pomawiano go o nieślubne dziecko i liczne kochanki.
Autor podkreśla, że literatura czeska kocha szczegół, życie i zwykłego człowieka. Uszlachetnia zwyczajne. Imponuje mu przede wszystkim szczerością i odwagą w pokazywaniu narodu czeskiego z niezbyt chlubnej strony.
Każdy, kto sięgnie po książkę zwróci uwagę na wyjątkowe zdjęcia. Ich autorem jest popularny czeski fotograf František Dostál. Jego twórczość jest zupełnie nieznana Polakom. Z pewnością książka Szczygła przyczyni się do popularyzacji tego nazwiska w naszym kraju. Dlaczego? Bo obok tych zdjęć nie można przejść obojętnie. Do ich autora przylgnęło określenie – fotograf absurdu – zdecydowanie słusznie. Przytoczę zdanie, które wypowiada fotograf, a które w pełni oddaje jego styl podejścia do zdjęć:„za pomocą aparatu łapię tylko przelotne chwile, dlatego że są one, w przeciwieństwie do wszystkich kosztownych rzeczy, najpiękniejsze na świecie”. Trudno się z nim nie zgodzić.
Mnie osobiście książka Mariusza Szczygła zachęciła do sięgnięcia po literaturę czeską, której, przyznam szczerze, nie znam zbyt dobrze. Wkrótce na blogu pojawią się tego efekty. Poniżej prezentuję najciekawsze zdjęcia Františka Dostála.
Pochodzą one ze strony mariuszszczygiel.com.pl












piątek, 31 sierpnia 2012

Królowa Nocy – Anna Kłodzińska

Wybór dzisiejszej książki nie był przypadkowy. Oglądając kultowy serial z czasów PRL-u 07 zgłoś się zwróciłam uwagę, że scenariusz do dwóch odcinków powstał na podstawie utworów Anny Kłodzińskiej. Nigdy wcześniej nie zetknęłam się z jej twórczością. Aż do teraz.
Niestety Królowa Nocy rozczarowała mnie. Kiedy ma miejsce morderstwo łatwo można odgadnąć, kto go dokonał. Akcja osnuta jest wokół postaci Kazimierza Derby, około 50-letniego dyrektora administracyjno-handlowego jednej z warszawskich fabryk. Podczas nieobecności żony i syna, którzy spędzają wakacje w Bułgarii, dyrektor w barze poznaje młodą śliczną dziewczynę, Liz Wight, z którą spędza noc. Szybko zapomina o przygodzie z Angielką. Okazuje się jednak, że cena jaką przyjdzie mu zapłacić za chwilę zapomnienia w ramionach pięknej Liz będzie ogromna. Kazimierz pada ofiarą szantażu i sprytnie uknutej intrygi, którą Królowa Nocy przypłaci życiem. Potem następuje stopniowe skomplikowanie akcji, co jednak nie zmienia faktu, że wiemy, kto zabił dziewczynę.
Zaletą książki jest z pewnością to, że bardzo szybko się ją czyta, ale czy o to chodzi?

niedziela, 26 sierpnia 2012

Nie wierzę w życie pozaradiowe – Marek Niedźwiecki

Dziś przedstawiam książkę, której autora bardzo lubię i podziwiam. Audycji Marka Niedźwieckiego, dziennikarza muzycznego radiowej Trójki, słucham regularnie. Czytałam jego poprzednie książki dotyczące Listy Przebojów Trójki. Dlatego z ciekawością sięgnęłam po kolejną jego pozycję. Od razu dodam, Niedźwiecki urzekł mnie swoją szczerością i otwartością. Czym jest Nie wierzę w życie pozaradiowe? Trochę autobiografią, trochę szczerą rozmową z czytelnikiem, trochę próbą oceny przeszłości. To również zbiór refleksji dotyczących otaczającego świata, radia, podróży i fascynujących miejsc, innych ludzi…
Poznajemy życie autora od dzieciństwa w Szadku, przez szkołę w Zduńskiej Woli, studia w Łodzi do chwili obecnej w Warszawie. Prowadzi nas przez swoją drogę zawodową, od fascynacji radiem, które w czasach jego młodości było oknem na świat i odtrutką na rzeczywistość lat 50. i 60., przez pracę w Studenckim Radiu Żak, Radiu Łódź, Programie 1 Polskiego Radia, do pracy w Trójce i Złotych Przebojach. Opisuje szczegółowo początki w Trójce od telefonu od Zofii Kruszewskiej, przez spotkanie z Andrzejem Turskim i początek Listy Przebojów Programu 3. Z książki wyłania się historia człowieka, który z determinacją konsekwentnie dążył do wyznaczonego przez siebie celu i osiągnął go. Autor wspomina swoich współpracowników i wyznaje, że po 30 latach wciąż oddaje głosy na ulubione piosenki, prowadzi notatki i statystyki. Pisze również o zauroczonych słuchaczkach, których było najwięcej w czasie kiedy na antenie czytał wiersze, a słuchaczki odbierały to bardzo osobiście. W jego pracy radiowej były też chwile bardzo trudne, gdy umierał ktoś znany czy były wypadki jak samolotu Tadeusz Kościuszko w Lesie Kabackim, w katastrofie którego zginęła jego koleżanka Wiesia.
Niedźwiecki pisze o rozstaniu z Trójką po 25 latach jako o jednej z najtrudniejszych decyzji życiowych. Po kilku miesiącach rozpoczął pracę w Radiu Złote Przeboje. Niestety, nic o niej nie pisze, tego zabrakło mi w książce.
Uzupełnieniem tekstu są fragmenty pamiętników autora, zestawienia różnych notowań list czy własne topy, nie tylko muzyczne. Zdziwiło mnie, kiedy przeczytałam przepisy kulinarne Niedźwieckiego. Ciekawostką jest również fakt, że pisał wiersze, a jeden z nich pt. Wspomnienie wydrukował miesięcznik „Poezja”, został on umieszczony w książce.
Niezwykle szczerze redaktor pisze o swojej samotności - kiedyś myślał, że to on wybrał samotność, teraz podejrzewa, że to ona wybrała jego. Wspomina o swojej chorobie – guzie, który wyrósł mu na prawym uchu.
Sporo miejsca poświęca podróżom. Do momentu powstania książki opuszczał Polskę 132 razy. Z podróży przywozi notowania tamtejszych list przebojów i płyty, nazywa siebie niedzielnym turystą, pracoholikiem. Kocha Australię ponieważ jest pełna kontrastów.
Z książki można dowiedzieć się kim był w poprzednim wcieleniu jej autor, o kogo i z kim bił się jedyny raz w życiu, fanem jakiej listy przebojów był i w której piosenkarce się kochał. Książkę uzupełniają liczne fotografie, m.in. z rodzinnego archiwum, podróży czy legitymacji szkolnej.
Nie wierzę w życie pozaradiowe to lektura lekka, miejscami zabawna, niepozbawiona autoironii, ale i refleksji. Niedźwiecki pisze tak samo jak mówi, mam wrażenie, że to on czyta tą książkę.