czwartek, 31 października 2013

Pan Pierdziołka spadł ze stołka. Powtarzanki i śpiewanki – wybór Tadeusz Zysk, Jan Grzegorczyk, Katarzyna Lajborek-Jarysz, ilustracje Katarzyna Cezary

To jedna z najgorszych książeczek dla dzieci, jakie widziałam i czytałam. Już tytuł zapowiadał katastrofę. Powiedzieć, że niektóre teksty są niskich lotów to za mało. Moim zdaniem nie są to teksty dla najmłodszych:
Raz, dwa, trzy,
Czarownica patrzy.
Cztery, pięć, sześć,
Chce was wszystkich zjeść.
Siedem, osiem, dziewięć,
Wsadzi w smołę, w dziegieć. (…)”
Trochę przerażające… Najgorsze są rysunki – straszne i z całą pewnością nie dla małych dzieci (mogą też wystraszyć niejednego przedszkolaka). Obrazki przedstawiające babę na cmentarzu czy czarownicę wołają o pomstę do nieba.
Sam pomysł spisania znanych wyliczanek i wierszyków uważam za genialny – dzieci bardzo lubią melodyjne rymowanki. W książeczce znalazły się m.in. „Dwa Michały”, „Wlazł kotek na płotek”, „Chusteczka haftowana”, „Jedzie pociąg z daleka” czy „Chodzi lisek koło drogi”. Szkoda, że teksty znane i lubiane przez dzieci są przeplatane tekstami znikomej wartości.

niedziela, 27 października 2013

„Wiadomości Literackie” prawie dla wszystkich – Małgorzata Szpakowska

Dziś książka, która pokazuje fragment historii polskiej prasy. „Wiadomości Literackie” to jeden z najbardziej znanych tytułów społeczno-kulturalnych dwudziestolecia międzywojennego. Ukazywały się w latach 1924-1938, w tym czasie wydano 829 numerów. Twórcą, wydawcą i samowładnym redaktorem był Mieczysław Grydzewski. Tak mówił o pieniądzach na pierwszy numer:
Pierwszy numer został zapłacony dzięki mojej matce, która dla dobra literatury rozstała się z broszką podarowaną jej przez rodziców z okazji 50-lecia ich ślubu.”
Przez wielu pismo było uważane za nieprzyzwoicie warszawocentryczne. Unikało deklaracji ideowych, artystycznych. Na stałe związani z pismem byli Tuwim, Słonimski, Boy-Żeleński, Broniewski. To właśnie w „Wiadomościach Literackich” od 1927 roku ukazywały się „Kroniki tygodniowe” Antoniego Słonimskiego. Ich autor pisał również o literaturze, teatrze, filmach, a także drukował swoje wiersze.
Do grona założycieli pisma należał Julian Tuwim. W międzywojniu był popularny, współpracował z kabaretami, należał do Skamandra. W „Wiadomościach Literackich” publikował swoje wiersze, m.in. „Lokomotywę”, „Słonia Trąbalskiego”, „Zosię Samosię”, „Wiosnę” i „Do prostego człowieka”. Ogłaszał też analizy filologiczno-poetyckie i wspomnienia.
Ważną postacią był wspomniany już Tadeusz Boy-Żeleński. Kiedy powstały „Wiadomości Literackie” był już po 50-tce, miał ugruntowaną pozycję jako tłumacz oraz komentator literacki. Był również krytykiem teatralnym i autorem wspomnień literackich. Stale obecny na łamach pisma od 1928 r. Trochę autorytet, trochę skandalista. Przez Adolfa Nowaczyńskiego nazywany „mędrcem z urojenia”. Koncentrował się na obszarze moralno-obyczajowym.
Literatura była celem strategicznym pisma. Systematycznie pojawiały się informacje o nowościach. Przez „Wiadomości Literackie” przewinęła się prawie cała literatura międzywojenna – poza skrajną awangardą i Gałczyńskim. Obok literatury sporo miejsca zajmował również teatr, mniej sztuki plastyczne, muzyka czy film. Popularnością cieszyły się reportaże, głównie te podejmujące tematy sensacyjne, jak wychowanie klasztorne czy prostytucja. „Wiadomości Literackie” organizowały liczne plebiscyty (np. kogo wybralibyście do Akademii Literatury Polskiej lub 12 najsympatyczniejszych postaci literatury polskiej) oraz konkursy dla czytelników. Pojawiały się elementy polityki historycznej - pismo uchodziło za propiłsudczykowskie.
Ciekawostką jest, że w „Wiadomościach Literackich” swoje felietony sportowe zamieszczał Rafał Malczewski, a o prawie pisał Jan Brzechwa.
Książka Małgorzaty Szpakowskiej to skarbnica wiedzy o „Wiadomościach Literackich”. Zawiera mnóstwo szczegółów i anegdot. Lektura mocno wciągająca.

niedziela, 20 października 2013

Wspomnienia 1893-1954 – Ludwik Solski, Alfred Woycicki

 Dwie premiery tygodniowo, dwa spektakle dziennie, ciągłe zmaganie się z nieprzychylnymi opiniami. Tak wyglądał teatr w Młodej Polsce i w dwudziestoleciu międzywojennym. W ten świat przenosi nas Ludwik Solski – wybitny aktor i reżyser teatralny. Postać kolorowa, doskonały nauczyciel kolejnych pokoleń aktorów, ciekawa osobowość.

Historia zaczyna się od teatru krakowskiego, który był w tym czasie najbardziej postępowy i nowatorski, i którym kierował Tadeusz Pawlikowski. Zmagał z licznymi przeciwnościami i walczył o bezkompromisowość. Po sześciu latach z teatru odszedł dyrektor, a rok później wielu wybitnych aktorów, by wspólnie we Lwowie stworzyć kolejną placówkę.

We Lwowie zaczął się następny etap w historii teatru. W jednym gmachu była tu opera, operetka i teatr. To utrudniało próby i wymagało od Pawlikowskiego potrójnego zaangażowania. Jednym z najważniejszych wydarzeń było wystawienie „Warszawianki” Wyspiańskiego z Modrzejewską. Jednak i tutaj nie brakowało krytyków nowego dyrektora. Tym razem za negatywną propagandę odpowiadał Heller.

W 1905 roku Solski objął teatr w Krakowie, a na inaugurację wystawił „Wesele” Wyspiańskiego w inscenizacji lwowskiej. Praca okazała się bardzo trudna, ale sprawiała wiele radości. Z czasem Solski zrezygnował i rozpoczął pracę w warszawskim Teatrze Rozmaitości. Widzimy perypetie w czasie I wojny oraz nową miłość Solskiego. To dla Anety aktor używa różnych forteli, by dostać się do Kalisza. Miał wtedy 60 lat i początkowo został odrzucony, wtedy groził, że rzuci teatr. 4 marca 1916 roku pobrali się. W tym czasie Solski gościnnie grywał w teatrze u Rydla w Krakowie, a w 1917 roku przejął Teatr Polski. Grał gościnnie w Łodzi, Poznaniu, Wilnie.

Po 70-tce przez kilka miesięcy Solski występował codziennie, grał jednocześnie sześć ról na scenach Warszawy, Wilna, Lwowa, Stanisławowa, Borysławia i Przemyśla. Grał mimo choroby, mdlejąc. Po 80-tce jego dzień był wyjątkowo napięty: rano próba w Krakowie, po południu w Warszawie, a wieczorem spektakl w Krakowie.

Razem z Solskim przeżywamy II wojnę światową i utratę ogromnego zbioru pamiątek - obrazów Wyspiańskiego, Wyczółkowskiego, Fałata, listów od autorów i aktorów, biblioteki zawierającej pierwsze wydania dzieł Szekspira i Moliera, zdjęcia, afisze. Wszystko przepadło, bo Muzeum Narodowego, do którego Solski chciał je oddać, nie przyjęło ich z powodu braku miejsca na wystawienie eksponatów.

Po jubileuszu 70-lecia, grał tylko w jednym spektaklu dziennie i to dla niego było zdecydowanie za mało. Karierę dramatyczną skończył 17 maja 1948 roku. Potem odbył się jeszcze jubileusz 75-lecia pracy twórczej.

W książce mnóstwo jest anegdot, niewiele plotek. Dowiadujemy się, że Solskiego nie przekonywała rola Papkina. Widzimy nagonki na Zapolską i Modrzejewską. Czytamy jak Solski fortelem udaremnił powołanie do wojska Kazimierza Tetmajera. Sporo jest też o autorach poszczególnych dzieł, m.in. o Wyspiańskim.

Solski to niezwykła osobowość, człowiek z poczuciem misji, o której mówił:

Co do mnie – służyłem scenie polskiej moimi umiejętnościami jak mogłem, w imię najczystszych miłości do teatru. Z moich uzdolnień, czy niedołęstwa reżyserskiego, nie myślę tworzyć kanonów dla przyszłych pokoleń. Zostawiam to bardziej powołanym (…). To, co było we mnie starałem się przesączać w krew moich młodych towarzyszy pracy, by niczego teatrowi nie pozostawać dłużnym. A że nie zawsze czyniłem to w rękawiczkach, ba! czasem nawet żelazną łapą, więc nie wszyscy moi uczniowie, lub współpracownicy wdzięcznie mnie wspominają.”

piątek, 11 października 2013

Dzienniki 1930-1934 – Zofia Nałkowska

Zofia Nałkowska to jedna z wybitniejszych kobiet w polskiej literaturze. Ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Żeby lepiej poznać jakim była człowiekiem sięgnęłam po jeden z tomów jej „Dzienników”. Wybrałam ten z lat 1930-1934 ponieważ opisuje czas bardzo wyjątkowy dla autorki. Dobiega pięćdziesiątki, to apogeum jej osiągnięć życia, a jednocześnie początek kryzysu egzystencjalnego i literackiego. Jednocześnie wciąż poszukuje miłości, a życie codzienne pełne jest problemów finansowych. Sporo miejsca poświęca literaturze i miłości. Pojawiają się wątki romansów, m.in. z Karolem Szymanowskim, Miroslavem Krležalem, Bogusławem Kuczyńskim, Michałem Choromańskim, adoruje ją Bruno Schulz. W tym czasie jest przewodnicząca Pen Clubu i Związku Literatów Polskich, związaną z grupą Przedmieście.
Zdradza kto jest pierwowzorem kilku postaci z jej książek i pokazuje jak powstaje „Granica”. Sporo jest też o samotności:
Jest mi w tej samotności i źle, i dobrze, nie przejmuję się już, jak kiedyś, złymi swymi stanami z rana lub nocą, zażywam sobie coś na serce albo na nerwy i czekam, aż minie strach.”
Pisze z dużym dystansem do samej siebie i otaczającego ją świata:
Dziś słowa tej Nuli, po południu wizyta Witkiewicza z żoną, który pytał: <<co pani czuje będąc tak sławną?>> - Czy to nie byłby czas najlepszy, aby umrzeć – (po uprzednim ukończeniu „Domu zbrodni” oczywiście; a także tej następnej sztuki, skoro mam na nią już wziąć pieniądze)?”
W tym czasie Nałkowska sporo podróżowała zarówno po kraju, jak i poza jego granice. Z książki dowiedziałam się również, że autorka lubiła pisać zielonym atramentem, to dawało jej natchnienie.
Dzienniki”, a raczej autobiograficzna powieść, pozwala poznać zupełnie inne oblicze pisarki.