Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura obca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura obca. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 31 grudnia 2013

Dziewczyny atomowe – Denise Kiernan


Na koniec roku chciałabym napisać o książce niezwykłej. Jej wyjątkowość wynika z tematyki – to historie kobiet, które przyczyniły się do wygrania II wojny światowej. Brzmi niesamowicie? Dodam, że książka została bestsellerem „New York Timesa”.
Całość traktuje o projekcie Manhattan, który doprowadził do zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki. Myśląc o pracy nad bombą zastanowimy się nad pracą wybitnych fizyków i chemików, a zapominamy o tysiącach zwykłych ludzi, bez zaangażowania których jej stworzenie byłoby niemożliwe.
Autorce udało się dotrzeć do tych zwykłych-niezwykłych kobiet wiele lat po wojnie. Bohaterkami jest kilkanaście kobiet, których historie się przeplatają. Celia i Toni to sekretarki, Jane to matematyczka, Katcie jest sprzątaczką, Vrginia chemiczką, Rosemary pielęgniarką, a Doroty i Helen to operatorki kalutronu. Wszystkie one przyczyniły się do stworzenia bomby atomowej. Zdecydowały się wziąć udział w projekcie o którym wiedziały niewiele lub nic. Zaryzykowały. Zamieszkały i pracowały w nowo stworzonym mieście Oak Ridge. Wszystko, co robiły było ściśle tajne, nie mogły z nikim o tym rozmawiać. Wszystkie one brały udział w wielkim przedsięwzięciu. To zwykłe kobiety, które wpłynęły na losy świata.
Książkę czyta się bardzo szybko. W tle toczy się wojna i trwa walka z czasem. Polecam!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Oddział chorych na raka – Aleksander Sołżenicyn



W marcu w jeden z moich tekstów był poświęcony „Archipelagowi Gułag” Aleksandra Sołżenicyna. Dziś kolejna książka tego autora. „Oddział chorych na raka” to powieść z elementami autobiograficznymi. Geneza tego utworu wiąże się z pobytem chorego na raka autora na oddziale onkologicznym szpitala w Taszkiencie. Utwór został podzielony na dwie części: pierwsza, bardziej skondenso­wana trwa trzy dni, druga, obejmująca proces leczenia jest znacz­nie dłuższa. Całość stanowi swoisty zapis z przebiegu leczenia szpitalnego, od pierwszych godzin przyjęcia na oddział, po dzień ostatni, kiedy po pomyślenie przebytym leczeniu bohater udaje się do miejsca zesłania w Kazachstanie.
„Oddział chorych na raka” to książka o groźnej chorobie. Można powiedzieć, że Sołżenicyn napisał epopeję szpitalną. Główne miejsce wydarzeń - szpital z jego zamkniętą przestrzenią to świat oddzielony od życia granicą choroby. Szpital to przerażające i przygnębiające miejsce, w którym wielu traciło nadzieję:
Poczynając od tych niechlujnych szlafroków, wszystko tu wywierało przygnębiające wrażenie: zniszczony cement tarasu; klamki, zmatowiałe od dotyku rąk pacjentów; izba przyjęć z odrapaną podłogą, wysoką oliwkową lamperią (sam kolor wydawał się brudny) i dużymi żeberkowymi ławkami, na których nie mieścili się i siedzieli na podłodze pacjenci, najwyraźniej przybyli tu z daleka - Uzbecy w pikowanych chałatach, stare Uzbeczki w białych chustach, młode - w liliowych lub czerwono-zielonych, a wszyscy w buciorach albo kaloszach. Na jednej z ławek leżał jakiś chłopak, Rosjanin, w rozpiętym, zwisającym do podłogi płaszczu, wynędzniały, ale z brzuchem jak bania, i bez przerwy krzyczał z bólu.
Sołżenicynowska wizja jest ponura, pesymistyczna, aczkolwiek symboliczna murszejąca brama szpitalna rodzi nadzieję. W sali szpitalnej ośmiu ludzi walczy o życie. Bohaterowie reprezentują różne losy Rosjan pod dyktaturą stalinowską. W takiej sytuacji pacjenci stają wobec ważnych pytań o sens życia, cierpienia i śmierć. Sympatię czytelnika budzi personel, z doktorem Orieszczienkowem na czele. Zupełnie inaczej jest z pacjentami. Negatywne uczucia budzi Paweł Nikołajewicz Rusanow, członek nomenklatury średniego szczebla, przyzwyczajonego do przywilejów, pozbawiony skrupułów oraz zwykłej ludzkiej przyzwoitości (doniósł na własnego sąsiada, żeby mieć całe mieszkanie dla swojej rodziny). Niechęć budzi prymitywny Achmadżan, nadzorca z obozu, niezdolny do jakiejkolwiek refleksji, to automat wykonujący ślepo swe zadania. Tym, który przechodzi prawdziwą przemianę jest Jefriem Poddujew. Z kolei zesłaniec Oleg Kostogłotow, który należy do nielicznej grupy postaci, które potra­fiły uchronić swoje człowieczeństwo i choć zniewolony zewnętrz­nie, czuje się wolny duchowo, posiada on wiele cech autora.
Zadziwia zestawienie tak różnych postaci, które tworzą panoramę ówczesnych Rosjan. Wobec tego utworu nie można przejść obojętnie.

środa, 24 lipca 2013

Portret grupowy z damą – Heinrich Böll

Dziś kilka słów o książce z serii Nike zatytułowanej „Portret grupowy z damą”. Heinrich Böll to niemiecki pisarz i noblista, z którym zetknęłam się po raz pierwszy. Jego utwór wciąga od pierwszej strony, a także zaskakuje swoim konceptem.
„Portret grupowy z damą” to zbiór opinii i opowieści o tytułowej bohaterce – Leni Pfeiffer, 48-letniej kobiecie o niesłusznie złej opinii. Z pozoru jej życie było bardzo zwyczajne i nie wyróżniało się niczym niezwykłym – nie była ona wybitną jednostką. Po szkole Leni pracowała w biurze ojca, a następnie jako niewykwalifikowana robotnica w zakładzie ogrodniczym, gdzie zajmowała się układaniem wieńców. Bohaterka wcześnie wyszła za mąż, a po śmierci męża związała się z Rosjaninem, z którym miała dziecko. Ich relacja była wyjątkowo trudna ze względów historycznych. Niestety, potem on również zginął, a kolejnym jej ukochanym został Turek. Kobieta została w zasadzie bez środków do życia.
Poznajemy sylwetki osób, które znały Leni lub o niej słyszały, autor określa je mianem informatorów. Na życiu wielu z nich swoje piętno odcisnęła wojna. Większość informatorów to postacie bardzo ciekawe i złożone, a każda z nich, z chwilą kiedy autor oddaje jej głos, staje się najważniejsza. Sama Leni niezwykle rzadko się wypowiada. Całość tworzy niezwykły obraz niemieckiego społeczeństwa.
Zaskoczyły mnie fragmenty, w których autor pisze sam o sobie i o swoich odczuciach ze spotkań z poszczególnymi bohaterami. „Portret grupowy z damą” to mnóstwo historii w jednej książce, a do tego wspaniały język. Z całą pewnością sięgnę po inne książki Bölla.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Pierwsza miłość – Sándor Márai

Nie jestem ekspertem od literatury węgierskiej. Dotychczas jedynym pisarzem z tego kraju, którego talent doceniałam był Noblista - Imre Kertész. Od kilku miesięcy dołączył do niego Sándor Márai. Swojej przygody z jego twórczością nie rozpoczęłam jednak od „Pierwszej miłości”. Zaczęłam od „Księgi ziół” - książki, której niesamowitość sprawiła mi ogromne trudności w przygotowaniu notki na blog. Kilka razy próbowała i zrezygnowałam. Tym razem się udało.
Pierwsza miłość” to powieść, która powstała w latach 20. XX wieku. Jest wyjątkowa, jedna z lepszych jakie czytałam. Próżno tu jednak szukać zwrotów akcji czy dużej ilości bohaterów. Nieco ponad 300 stron czyta się szybko, mimo, iż pozornie niewiele się dzieje. Akcja rozgrywa się w 1912 roku. Główny bohater, 54-letni nauczyciel łaciny, pracujący w zawodzie od 28 lat, wkrótce udaje się na zasłużona emeryturę. Jest bardzo samotny, nie ma nikogo bliskiego. Wkrótce to się zmienia w zaskakujący sposób. Spotyka na urlopie Ágostona Timára, człowieka równie samotnego jak on i zaczyna rozumieć, że pozbycie się „grzesznej samotności” możliwe jest tylko przez miłość lub Boga. Bohatera poznajemy dzięki pamiętnikowi, który pisze i w którym często przytacza rozmowy z innymi ludźmi. Pisze o nerwowości, która się w nim kumuluje, a pamiętnik ma mu pomóc się jej pozbyć. Dopiero na ostatnich 50 stronach można zrozumieć, skąd wziął się tytuł utworu i co za sobą niesie to uczucie. Zachwycił mnie piękny język utworu i sposób konstrukcji głównego bohatera. Książka zmusza do zastanowieniem się nad sensem życia.
Na półce już czekają na mnie dwa kolejne utwory Sándora Máraia, z czego bardzo się cieszę. Na koniec dodam, że książka ukazała się w serii Nike.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Baranek Bronek – Rob Scotton

Popatrzcie na okładkę. Oto Bronek w szlafmycy pędzi przez łączkę Żabie Mokradełko. Czyż nie jest genialny? Już dawno na moim blogu nie pojawiały się książki dla dzieci. Dziś postanowiłam to zmienić. „Baranek Bronek” to moje odkrycie ostatniego miesiąca. Tytułowy bohater ma problem – nie może zasnąć. Czego to on nie próbuje, by choć na chwilę się zdrzemnąć – ubiera się, gdy jest mu zimno i rozbiera, gdy ciepło, szuka odpowiedniego miejsca do spania (odwiedza bagażnik samochodowy, dziuplę oraz gałąź), liczy swoje nogi, chmury i… barany.
Nie byłam do końca przekonana czy „Baranek Bronek” się sprawdzi. Po książeczce, która miała pomóc w nauce siadania na nocniku, a okazała się nieskuteczna („Nocnik nad nocnikami”) miałam dość. A jednak moje obawy były przedwczesne. Okazało się, że może stworzyć mądrą książkę dla dzieci, która ma piękne rysunki i jest napisana bardzo ładnym językiem. Myślę, że spora w tym zasługa tłumacza – Jędrzeja Polaka.
Uwaga: książka wywołuje uśmiech na twarzy osób czytających i słuchających!

czwartek, 11 kwietnia 2013

Historia pana Sommera – Patrick Süskind, Jean-Jacques Sempé


Czytaliście lub oglądaliście „Pachnidło”? Książka i film kilka lat temu były bardzo popularne. Dziś zupełnie inny utwór tego autora. Książkę polecam wszystkim tym, który chcieliby choć na chwilę powrócić do dzieciństwa. Opowieść Patricka Süskinda jest ciepła. To historia chłopca-narratora, który opisuje swoje życie. Poznajemy świat kilkuletniego dziecka, uczymy się wraz z nim jeździć na rowerze, obserwujemy jego uczucie do koleżanki z klasy czy chodzimy na lekcje gry na fortepianie do panny Funkiel. Poznajemy sposób myślenia bohatera:
„(…) trząsłem się, bo nagle dotarło do mnie, że cały świat to jedno wielkie świństwo, niesprawiedliwe, wredne, podłe świństwo. A winę za to świństwo ponosili inni. I to wszyscy. Wszyscy winni, bez wyjątku. Poczynając od matki, która nie kupiła mi porządnego roweru; od ojca, który zawsze przyznawał jej rację; od rodzeństwa, które śmiało się złośliwie, że muszę pedałować na stojąco; od wstrętnego kundla doktorowej Hartlaub, który mnie zawsze napastował (…).”
Jego droga kilkukrotnie przecina się z drogą tytułowego pana Sommera – osoby tajemniczej, o której nikt nic nie wie. Całe dnie spędza kilkudziesięciokilometrowych spacerach. Wszyscy znali pana Sommera, bo zawsze był w drodze. Miał ze sobą laskę i plecak. Mówił bardzo szybko, nie sposób było go zrozumieć. Jedynym zdaniem, które bohater dokładnie usłyszał brzmiało: „Och, zostawcie mnie wreszcie w spokoju!” Tytułowy bohater cierpi na klaustrofobię. Nie zdradzę, w jaki sposób losy tych dwóch postaci się splatają.
W postaci bohatera-narratora każdy z pewnością znajdzie część samego siebie. Opowieść nie jest wolna od zabawnych historii i nie jest też pozbawiona wzruszeń. Całość dopełniają przepiękne rysunki Sempé, autora ilustracji do “Mikołajka”.
A oto utwór Diabellego, ulubionego kompozytora bohatera-narratora:

czwartek, 4 kwietnia 2013

Mogę odejść, gdy zechcę – Young-ha Kim

Czy znacie literaturę koreańską? Ja do niedawna nie. Gdy więc w moje ręce wpadła książka „Mogę odejść, gdy zechcę” postanowiłam nadrobić zaległości. To debiutancka powieść południowokoreańskiego pisarza i dziennikarza. Książka budzi moje mieszane uczucia, mimo że minęło kilka dni od momentu, kiedy skończyłam ją czytać. Autor urzekł mnie pierwszym rozdziałem zatytułowanym „Śmierć Marata”. Postać tego francuskiego rewolucjonisty jest mi znana zarówno z historii, jak i z obrazu autorstwa Jacques-Louis Davida. Ten rozdział był wciągający i tajemniczy, podsycał moją ciekawość. Byłam przekonana, że oto w moje ręce trafiła doskonała książka. Niestety, później nastąpiło rozczarowanie. Pozostałe rozdziały są bardzo nierówne, zarówno pod względem akcji, jak i językowym. Historie poszczególnych bohaterów są poszatkowane, ale w pewnym momencie złapałam się na tym, że wcale nie miałam ochoty zastanawiać się, co będzie dalej.
Głównym tematem książki jest szeroko rozumiane samobójstwo. Po temacie spodziewałam się czegoś innego – zmuszenia czytelnika do refleksji o życiu i śmierci, kwestiach ostatecznych, a odczułam ulgę, że udało mi się dobrnąć do ostatniej strony.
Jeśli zamierzacie sięgnąć po „Mogę odejść, gdy zechcę” nie czytajcie informacji umieszczonej na okładce z tyłu książki – tam znajduje się klucz do interpretacji całości.
Chętnie sięgnę po utwory innych koreańskich pisarzy. Znacie jakieś godne polecenia? Bo po Young-ha Kima już raczej nie.

Jacques-Louis David, Śmierć Marata

sobota, 30 marca 2013

Archipelag Gułag - Aleksander Sołżenicyn

Dziś ponownie coś z klasyki, tym razem rosyjskiej. Aleksander Sołżenicyn to obok Tołstoja i Dostojewskiego najpopularniejszy rosyjski pisarz. Bywa nazywany sumieniem narodu, ponieważ odsłania gorzką prawdę o tragicznych dziejach Rosji XX wieku, przemilczaną przez radzieckich historyków.
„Archipelag Gułag” to najbardziej znane dzieło Aleksandra Sołżenicyna. Jest ono oparte na osobistych wspomnieniach, świadectwach przeszło dwustu byłych więźniów oraz wielu obficie cytowanych dokumentach. Sołżenicyn pracował nad „Archipelagiem” ponad dwadzieścia lat. Utwór ma paraliteracki charakter, a łącznikiem pomiędzy przekazywanymi faktami jest wszechobecny narrator-autor.
Bohaterowie i ich przeżycia stanowią główną wartość tego utworu. Poznajemy jak łamano ludzi, jak pozbawiano ich godności osobistej i człowieczeństwa. Sołżenicyn podkreślał, że człowiek dla systemu był nikim
 „<<Dajcie tylko człowieka, paragraf się znajdzie!>> – to właśnie wielu z nich tak dowcipkowało, to było ich powiedzonko. To, co w naszym języku nazywa się torturą, dla nich jest – dobrą robotą. Żona śledczego Mikołaja Grabiszczenko (kanał wołżański) mówiła sąsiadom z rozczuleniem: <<Kola jest bardzo dobrym fachowcem. Jeden taki długo nie chciał się przyznać – więc powierzono go Koli. Kola z nim porozmawiał sobie w nocy – i tamten zaraz się przyznał>>.”
Po dotarciu do obozu życie człowieka zmienia się w koszmar. Obóz sprowadza ludzi do rangi przedmiotu, które egzystują w przerażających warunkach, doskwiera im głód i chłód. Ponadto są zmuszani do pracy ponad ludzkie siły. Autor pisze również o brutalności więźniów wobec siebie i trudnej sytuacji kobiet.
W „Archipelagu Gułag” Sołżenicyn rozprawił się nie tylko z twórcami nieludzkiego reżimu totalitarnego, ale także z całym systemem polityczno-społecznym w porewolucyjnej Rosji. Oskarżał bolszewików o zorganizowanie masowego ludobójstwa, porównywalnego jedynie ze zbrodniami hitleryzmu.

czwartek, 14 marca 2013

Dom lalki (Nora) – Henryk Ibsen

Dziś coś z klasyki literatury norweskiej. Wiele lat temu czytałam „Dziką kaczkę” i lekturę wspominam bardzo dobrze. Tym razem sięgnęłam po „Norę”. Dramat ten opisuje historię małżeństwa Torwalda i Nory. Mąż traktuje żonę jak lalkę, jest ona dla niego ozdobą, a nie partnerem. Oto w jakim tonie do niej mówi:
„Tu nic ci nie grozi, będę cię strzegł jak spłoszonej gołąbki, którą wyratowałem ze szponów jastrzębia, twoje biedne serduszko znajdzie u mnie opiekę i spokój. (…) Nie znasz, moja droga, natury prawdziwego mężczyzny. Świadomość, że szczerze, z całego serca przebaczył swojej żonie, jest dla niego rozkosznie uspokajająca. Dzięki temu przebaczeniu żona jest jakby podwójnie jego własnością, odradza się na nowo, staje się nie tylko jego żoną, ale i dzieckiem. Odtąd będziesz naprawdę moim dzieciątkiem, ty moja biedna, bezbronna istotko! Niczego się nie obawiaj. Noro, bądź ze mną szczera, wtedy będę równocześnie twoją wolą i twoim sumieniem. Co to? Nie idziesz do łóżka? Przebrałaś się?”
Kilka lat wcześniej, gdy Torwald zachorował, Nora zaciągnęła dług, żeby zdobyć pieniądze na wyjazd mający uratować życia męża. Po latach pada ofiarą szantażu bezwzględnego Krogstada, od którego pożyczyła pieniądze. Żyje w strachu, nie chce, by mąż odkrył jej tajemnicę, obawia się jego gniewu i konsekwencji. Myśli o opuszczeniu najbliższych, a także o samobójstwie. Szybko się okazuje, że ta z pozoru naiwna i nieznająca życia kobieta ma swoją godność i dumę. Jest w stanie podjąć zaskakującą dla męża decyzję dotyczącą ich przyszłości.
Pomysł na książkę ciekawy, ale spodziewałam się czegoś więcej. Klucz do odkrycia całości znalazłam bardzo szybko i nic mnie specjalnie nie zaskoczyło. Na uwagę zasługuje za to język, który sprawia, że całość bardzo dobrze się czyta. Książka do przeczytania w niecałe dwie godziny.

sobota, 9 lutego 2013

Kiki z Montparnasse’u – José-Louis Bocquet, Catel

Dziś nietypowo chciałam podzielić się swoimi spostrzeżeniami po lekturze komiksu. Jest to biografia niezwykłej kobiety – Kiki. Alice Prin, bo tak brzmi jej prawdzie imię i nazwisko, była modelką i artystką (występowała w kabaretach, tańczyła, śpiewała, rozbierała się), a czasem również kochanką takich artystów jak: Julian Mandel, Mayo, Tono Salazar, Tsugouharu Foujita, Man Ray czy Alexander Calder. Pseudonim Kiki nadał jej Polak, malarz Maurycy Mędrzycki. Dzięki komiksowi poznajemy również fascynujące życie paryskiej bohemy artystycznej I połowy XX wieku, dzielnicy Montparnass’u.
Ten czarno-biały komiks oparty jest na faktach. To opowieść o życiu wyjątkowej osobowości – od jej narodzin do śmierci. Sama bohaterka to postać niezwykła, kobieta łamiąca wszelkie stereotypy i konwenanse. Kiki zwana jest królową Montparnasse’u oraz muzą geniuszy. Widzimy jak zdobywa sławę, a później jak jej życiem zawładnęły alkohol i narkotyki. Widzimy również jej zmaganie się z biedą, zarówno w młodości, jak i pod koniec życia. Dowiadujemy się jak wyglądały jej występy i jak na nie reagowała publiczność. Kiki była uzależniona od zabawy, dobrego towarzystwa i przyjemności życia. Nie tylko pozowała do obrazów czy fotografii, ale także sama malowała. Zachwyca przede wszystkim barwne życie bohaterki, która żyła tak, jak chciała i realizowała własne marzenia. Była przy tym bardzo wrażliwa, mnie chyba najbardziej wzruszyło jej przywiązanie do babci.

Dlaczego Kiki budziła tak wiele emocji? Przede wszystkim dlatego, że była kobietą bez jakichkolwiek zahamowani, a przypomnę, że żyła na początku ubiegłego stulecia.

Komiks wciąga i czyta się go bardzo szybko. Początkowo nie byłam do niego przekonana bo do tej pory nie byłam entuzjastką takiej formy. Myślę, że wybór komiksu do przedstawienia biografii takiej niezwykłej kobiety jak Kiki było doskonałym pomysłem.


Poniżej prezentuje kilka dzieł, do których pozowała Kiki:

 


A oto obrazy, których była autorką:

 

czwartek, 31 stycznia 2013

Kobiety dyktatorów – Diane Ducret

Książka, którą przedstawię dziś, pozwala poznać dyktatorów XX wieku od zupełnie nieznanej, prywatnej strony. Razem z autorką zaglądamy do ich życia intymnego. Poznajemy nie tylko kobiety, które były przyjaciółkami, kochankami czy żonami, ale również szczegółowe życiorysy dyktatorów. W książce widać ogromną wiedzę autorki. Diane Ducret pokazuje kobiety związane z Mussolinim, Leninem, Stalinem, Salazarem, Bokassą, Mao, Ceauşescu oraz Hitlerem. Poznajemy drogę do władzy poszczególnych przywódców. Najbardziej zdziwiła mnie przemiana Mussoliniego „krewkiego nauczyciela z Romanii w cieszącego się uznaniem przywódcę politycznego.”
Autorka odkrywa przed nami słabostki, a także kompleksy przywódców. Cierpiał z ich powodów między innymi Stalin, bowiem jego palce u nóg były połączone błoną, miał też dzioby po ospie, a ponadto jego prawe ramię było krótsze od lewego.
Kobiety odgrywają bardzo różne role w życiu poszczególnych dyktatorów. Dla Mussoliniego były przede wszystkim zabawą, dla Lenina wsparciem, a dla Bokassy tylko dodatkiem do pełnego przepychu życia. Kobiety często pomagały dyktatorom w dojściu do władzy. Tak był w przypadku Margheirty Sarfatti, kochanki Mussoliniego. To ona sprawiła, że tłumy, które go nie ceniły pokochały go. Najbardziej bezwzględny wobec płci pięknej z całą pewnością był Mao. Ciekawe były również relacje między poszczególnymi kobietami - zdziwiła mnie przyjaźń żony Lenina Nadieżda Krupskiej z jego kochanką Iness Armand. W książce sporo jest intryg, bólu i cierpienia kobiet, które często za wszelką cenę chciały być przy ukochanym mężczyźnie i płaciły za to własnym życiem.
Dla tych, którzy czytali „Kobiety dyktatorów” mam dobrą wiadomość: na początku marca ma się ukazać drugi tom książki. Tym razem bohaterkami będą kobiety związane z takimi dyktatorami jak: Fidel Castro, Saddam Husajn, Ruhollah Khomeini, Slobodan Milošević, Kim Dzongil i Osama bin Laden.

sobota, 19 stycznia 2013

Gdzie jest moja czapeczka? – Jon Klassen

Dziś coś dla najmłodszych. Jon Klassen nie tylko napisał książkę, którą prezentuję, ale również ją zilustrował. To Kanadyjczyk, który tworzy w Los Angeles. „Gdzie jest moja czapeczka?” to jego pierwsze autorskie dzieło.
Książka jest reklamowana jako „rozbrajająca bajka zwierzęca z przewrotnym zakończeniem”. Trudno się z tym nie zgodzić. To prosta, a przy tym błyskotliwa historia o niedźwiedziu, który szuka swojej czerwonej czapeczki. Podoba mi się, że książka jest napisana z podziałem na role (inny kolor czcionki), można ją czytać modulując głos poszczególnych zwierząt. Podoba mi się również humor autora. Książeczka jest dobrze przemyślana, nie ma tu ani jednego zbędnego słowa i ani jednej zbędnej kreski.
Jeśli chodzi o rysunki to są one utrzymane w starym stylu, co mi odpowiada.
„Gdzie jest moja czapeczka? znalazła się w dziesiątce najlepszych książek dla dzieci roku 2011 według „New York Timesa”.
Poniżej prezentuję film z zapowiadający książkę, można więc zajrzeć do jej wnętrza:



sobota, 15 grudnia 2012

John Lennon Listy – opracował Hunter Davis

Książka ta to nie lada gratka nie tylko dla fanów zespołu The Beatles, ale również dla wszystkich tych, którzy chcą poznać jaki muzyk był prywatnie. Zbiór ten zawiera nie tylko listy, ale również pocztówki, notatki, luźne zapiski i telegramy. Listy Lennona są różnorodne, często zabawne, mądre, szalone, pełne bólu, poetyckie lub smutne – można w nich odnaleźć całą paleta odczuć i nastrojów. Współgrają one z resztą twórczości muzyka: tekstami piosenek, opowiadaniami czy wierszami. To koleje życia Lennona przedstawione poprzez listy.
Tym, co charakteryzuje wszystkie zapiski jest lekkie pióro. John początkowo pisał ręcznie, potem głównie na maszynie, dwoma palcami. Listy często zawierają rysunki Lennona czy wierszyki. Są również kartki urodzinowe własnej roboty, które wysyłał do krewnych i znajomych. Zaskoczył mnie fakt, że przez długi czas Lennon podawał fanom swój adres domowy, a czasem przesłał adresy George’a, Paula i Ringo.
Podziwiam ogrom pracy jaką wykonał Hunter Davis, nie tylko odnalazł on listy i zapiski muzyka, ale również dotarł do wielu adresatów. Komentarze tworzą swoistą narrację i sprawiają, że poznajemy całe życie muzyka.
Czego dotyczy zbiór? Generalnie wszystkiego, co miało związek z Johnem. Jest o trudnych relacjach z ojcem, którego poznał dopiero w dorosłym życiu. Adresatami sporej ilości listów jest reszta rodziny. Poznajemy historię miłości Johna i Yoko Ono. Jest również o happeningach i akcjach na rzecz pokoju, np. tygodniowym pobycie w łóżku „Bed-in dla pokoju”, a także o firmie Apple, która była powodem licznych sporów i kłótni.
Z „Listów” można się dowiedzieć jaki zawód chciał wykonywać John po rozpadzie zespołu, w jakiej terapii uczestniczył wraz z Yoko czy co namiętnie czytał i oglądał w telewizji.
Zadziwiające, że rzadko zdradzał tajniki pracy nad piosenkami. Mnie najbardziej podoba się fragment notatki dotyczącej płyty „Imagine”:
„Piosenki pisze się jak książki – przechowujesz strzępki melodii/słowa/pomysły w bibliotece umysłu i wyciągasz je, kiedy są potrzebne”.
Poniżej najbardziej znany utwór Johna: 

poniedziałek, 17 września 2012

Wywiad z historią – Oriana Fallaci

To zbiór wywiadów przeprowadzonych przez mistrzynię tego gatunku z najważniejszymi osobami drugiej połowy XX wieku. Są one niezwykłe bowiem Fallaci identyfikuje się z ofiarami wszelkich konfliktów, odwołuje do własnych obserwacji oraz faktów. W swoich wywiadach używa każdej broni „od kobiecego uwodzicielstwa po wspólnictwo, od prowokacji po szyderstwo”. Odrzuca neutralność. Na podstawie dwudziestu ośmiu rozmów powstał dokument, który jest czymś pośrednim pomiędzy tekstem dziennikarskim a historycznym.
Dla mnie najciekawsze były nie same wywiady, ale opisy poprzedzające rozmowy – rodzaj krótkiego wprowadzenia, w którym Fallaci charakteryzuje postać oraz opowiada o okolicznościach, w jakich spotkała się z daną osobą.
Najbardziej czekałam na wywiad z Willy’m Brandt'em – kilka lat temu czytałam książkę jego byłej żony, Rut Brandt pt. Willy Brandt – mąż i polityk. Byłam ciekawa jak odbierze go Fallaci. Pisze o nim jako o człowieku, który zwalczał nazistów, przez wiele lat mieszkał w Norwegi. To jedna z najbardziej znaczących postaci powojennej Europy Zachodniej. Rozmowa była przeprowadzana w dwóch częściach i, jak przyznaje autorka, „rzadko się zdarza, aby wywiad stał się portretem człowieka, ale tym razem tak było.” Dowiadujemy się z niego, że polityk naprawdę nazywa się Herbert Frahm i zmienił nazwisko w 1933 r., kiedy po dojściu do nazistów do władzy opuścił Niemcy. Do kraju powrócił jako dziennikarz, przez przypadek, a nie z sentymentu. W rozmowie została przywołana sytuacja, w której Brandt padł na kolana w Warszawie w geście prośby o przebaczenie czynów nazistów.
W zestawieniu polityków, z którymi spotkała się autorka chyba najgorzej wypadł Henry Kissinger. Ten doradca amerykańskich prezydentów – Kennedy’ego, Johnson'a i Nixon'a - jawi się jako osoba zakompleksiona i nieuprzejma. Gdy dziennikarka weszła na wywiad czytał siedząc do niej tyłem, poza tym rozmowę co 10 minut przerywał telefon od Nixona. Wywiad został ostatecznie zakończony przez Kissingera, którego wezwano do prezydenta. Rozmowa wywołała spore zamieszanie. Podobno po jego opublikowaniu Nixon obraził się na Kissingera za to, że ten mówił, iż lubi działać sam i jest to klucz do jego sukcesów. Ponadto Fallaci została oskarżona o to, że przeinaczała jego słowa, a przecież wywiad był nagrywany. Gdy Kissinger otrzymał Nagrodę Nobla Fallaci skwitowała to krótko: „Biedny Nobel. Biedny pokój”. Dodam, że rozmowa z Kissingerem dotyczyła Wietnamu. Na tle tej postaci zupełnie inaczej jawi się Nguyen Vanthieu, który jest człowiekiem dowcipnym i punktualnym. Najpierw zaprosił dziennikarkę o 8 rano na śniadanie, a potem do 12.30 rozmawiają w gabinecie. Vathieu mówi o tym, że komunizm jest zły dla Wietnamu i o tym, że cierpi z powodu bombardowań.
Z kolei generał Giap – uważany za azjatyckiego Napoleona - nie pozwolił nagrywać rozmowy i przez 45 minut prowadził monolog. Potem wywiad został ocenzurowany, jednak Fallaci opublikowała go w całość.
W książce jest też ciekawy wywiad ze słynnym cesarzem, postacią przedstawiona przez Ryszarda Kapuścińskiego – Hajle Syllasje.
Wywiad z historią to książka wciągająca. Na koniec zdradzę, w jaki sposób ją czytałam: każdego dnia tylko jeden wywiad. To pozwoliło delektować się rozmowami Fallaci.

poniedziałek, 10 września 2012

Dziennik – Maria Kasprowiczowa


Dwa miesiące temu pisałam o książce Zazdrość i medycyna. Kilka dni po publikacji tej recenzji trafiłam na artykuł w „Przekroju”, który dotyczył właśnie autora opisywanej powieści - Michała Choromańskiego. Przeczytałam w nim wiele interesujących informacji, w tym tę dotyczącą romansu autora z Marią Kasprowiczową, żoną Jana Kasprowicza. Byłam ciekawa, co o ich relacji pisze sama zainteresowana. Udało mi się trafić na Dziennik Marii Kasprowiczowej. Okazało się, że wydanie Instytutu Wydawniczego Pax z 1958 roku obejmuje zapiski od 1910 roku do 1933 roku. Zaznaczę, że w tej części nie było wzmianki o Choromańskim. Cieszę się, że dotarłam do tej książki bowiem pozwoliła mi ona poznać niezwykłą osobę Marii Kasprowiczowej.
Dziennik to literackie zwierciadło Marusi – trzeciej żony poety, odbicie jej indywidualności, a także kopalnia wiedzy o poecie. Autorka podzieliła swoje zapiski na pięć części (jest dostępne wydanie każdej części osobno). Od razu dodam, że nie są to wszystkie dzienniki jakie napisała. Wydarzenia opisane kończą się wraz z powstaniem mauzoleum Jana Kasprowicza, a przecież Marusia prowadziła zapiski do końca życia czyli do roku 1968.
Widzimy jak się zmienia ona sama, jej podejście do świata i ludzi, jak dojrzewa. Książka pozwala poznać też zupełnie nowe oblicze Kasprowicza. Warto podkreślić, że wywołała ona wiele sprzecznych ocen i sądów, publicznie krytykowana głównie przez kobiety, także dlatego, że Marusia mówi więcej o sobie niż o mężu. Przede wszystkim jest to otwarta spowiedź, ogłoszona w 1932 r. Ryzykowne, jak na tamte czasy, było wydanie wspomnień za życia ich autora, ale Marusia nie bała się tego.
Poznajemy historię małżeństwa 50-letniego pisarza z pochodzenia chłopa i 20-letniej Rosjanki, córki generała i arystokratki. Wszystko ich dzieliło – status majątkowy, narodowość, pochodzenie i środowisko. Widzimy rozkwit wzajemnych relacji, a także proces dojrzewania samej Marusi. Początkowo wyłania się obraz osoby młodej i nieco zagubionej, która wkrótce okazuje się być kobietą niepospolitą i silną. O rodzącym się uczuciu pisze, że było jak groźne zbliżenie burzy złowrogiej i milczącej.
O czym jeszcze pisze? Mało o codziennym życiu, dużo o procesie tworzenia dzieł Kasprowicza, oddaje klimat artystyczny Zakopanego, portretuje krąg przyjaciół. Dowiadujemy się dzięki czemu schudł Kasprowicz i w jaki okolicznościach kupili swój ukochany dom. Poznajemy nieznane fakty z życia Kasprowiczów – Marusia obecna była w Zachęcie podczas zamachu na prezydenta Narutowicza, a Jan pomógł wyciągnąć z więzienia Lenina, który potem odwdzięczył się Marusi.
Z każdą stroną jej rozważania są coraz bardziej dojrzałe. Moje ulubione słowa brzmią następująco:
„Gdy człowiek czuje się nieszczęśliwy, chwila rannego przebudzenia jest najgorsza. Działa nieraz jak bolesny wstrząs.”
Bardzo prawdziwe.
Ta niezwykła książka zaprowadziła mnie podczas wakacji na Harendę. Chciałam zobaczyć miejsce, o którym tyle czytałam i które wzbudziło tyle pozytywnych emocji. Na Harendzie byłam kilka lat wcześniej, ale dom i mauzoleum widziałam tylko z zewnątrz. Tym razem poczułam atmosferę Harendy, na pewno jeszcze tam wrócę. Poza tym udało mi się uzyskać odpowiedź na kilka pytań, które pojawiły się podczas czytania książki. Nabyłam też reprint „Tygodnika Ilustrowanego” z 1926 roku w całości poświęconego zmarłemu pisarzowi. Poniżej prezentuję kilka zdjęć z Harendy, w tym moje ulubione przedstawiające portret Marusi autorstwa Witkacego. A czy Wy mieliście okazję zwiedzić Muzeum Jana Kasprowicza na Harendzie? Jeśli tak, to koniecznie napiszcie jakie wywarło na Was wrażenie.


poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Babo chce – Eva Susso, Benjamin Chaud

Dziś rozpoczynam cykl książek dla dzieci. Pierwsza z nich, Babo chce, autorstwa Evy Susso z rysunkami Benjamina Chauda, w tłumaczeniu Katarzyny Skalskiej to szwedzka publikacja przeznaczona dla najmłodszych. Jej zaletą są wyjątkowe rysunki. O czym jest książeczka? O rodzinie - obok mamy i taty należą do niej jeszcze Babo, Lalo, Binta, Ajsza oraz domowe zwierzaki – pies i kura. Babo podczas spaceru z siostrą odkrywa otaczający go świat. Dużo tutaj wyrazów dźwiękonaśladowczych. Dziecko dowiaduje się, że wózek jedzie „TURLI TURLI TUR TUR TUR”. Poznaje mrówki, zająca, jagody, łosie, dziki… Gdy Babo wraca do domu wszyscy się cieszą, wspólnie przygotowują pyszne ciasto, które jedzą „MNIAM MNIAM MNIAM…”
Książeczka jest pomocna w nauce pierwszych słów i sylab. Mało w niej wyrazów, przeważają onomatopeje i śliczne rysunki. To pozycja przydatna w nauce, a przy tym jest optymistyczna i wesoła.
Babo chce to jedna z trzech książeczek, które ukazały się w Polsce. Pozostałe dwie książeczki z serii to Binta tańczy oraz Lalo gra na bębnie. Moim zdaniem Babo chce jest z nich najlepsza.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Parrot i Olivier w Ameryce - Peter Carey

Czytanie tej książki było wyjątkowym przeżyciem, zaskakujące wydaje się to w kontekście faktu, że pierwsze dwa rozdziały były… zwyczajnie nudne. Już zaczęłam upewniać się, że lepiej o tej książce zapomnieć niż tracić czas na lekturę. W pierwszym rozdziale poznajemy dzieciństwo Oliviera, w drugim młodość Parrota. Wtedy zaczęłam się zastanawiać: jak to możliwe, że tych dwóch tak różnych bohaterów znajdzie się razem w Ameryce? Jak pisarz połączy ich losy? Ciekawość sprawiła, że postanowiłam dać książce ostatnią szansę i nie żałowałam swojej decyzji. Kilkaset stron czyta się bardzo szybko i jest to dobra rozrywka.
To jedna z ciekawszych książek jakie w ostatnim czasie przeczytałam. A o czym jest? To powieść o życiu w Ameryce, o arystokratach, biedakach i o rewolucji, ale przede wszystkim o przyjaźni między tytułowymi bohaterami. Olivier, zwany przez swego kompana Lordem Migrenom, należał do rodziny arystokratycznej, będącej w opozycji do Napoleona. Widzimy wpływ zawirowań historycznych na losy rodziny. Z kolei Parrot to syn wędrownego drukarza, wychowany przez Monsicura. Oto, co Parrot mówi o sobie: „(…) obudziłem się jako Parrot, ktoś kochany, przeciwnik rządu, jakobin, socjalista, człowiek z przeszłości płynący na falach historii…”
Autor zastosował ciekawy zabieg – niektóre wydarzenia widzimy z perspektywy dwóch, diametralnie różnych, bohaterów. Warto zaznaczyć, że bohaterowie drugoplanowi, którzy pojawiają się np. na początku ksiązki powracają później w przedziwnych konfiguracjach i sytuacjach. Ponadto postacie są nietuzinkowe, barwne i oryginalne. W książce nie brakuje również komizmu.
Polecam wszystkim tym, którzy lubią nagłe zwroty akcji, intrygi i zmienność narracji.