Zacznę
nietypowo, od rady: nie czytajcie wstępu tej książki przed jej
lekturą! Zdradza wszystko, zapowiada najciekawsze wątki
korespondencji, zabija radość czytania! Niestety, ja zaczęłam od
wstępu…
Tom
zawiera wszystkie listy z lat 1956-1978, jakie zachowały się w
zbiorach obu pisarzy. Na okładce umieszczono po jednym rysunku Lema
i Mrożka. Opasłe tomisko Listów dostarcza przedniej zabawy.
Zachwyca wspaniały język oraz dziesiątki różnych stylów,
którymi obaj się posługują.
Korespondencja
zaczyna się, w momencie, gdy Mrożek ma 26, a Lem 35 lat. Okazuje
się, że poza zawodem, jaki wykonywali obaj łączy ich również
zamiłowanie do samochodów. Z Listów dowiadujemy się jak
spędzali wolny czas, co czytali, czym się pasjonowali… Sporo jest
również o podróżach. Dużo miejsca poświęcają także
twórczości własnej i innych. Recenzują wzajemnie swoje utwory.
Mnie zaskoczyła negatywna ocena Tanga przez Lema (ocenił go jako
niewypał). Ponad to piszą o niemocy twórczej. Lem w liście z 27
kwietnia 1967 r. zwierza się:
„Pisałem
książkę do niedawna, ale okazało się, że jej nie potrafię
napisać. Więc na razie odłożyłem i ot tak szlajam się, tu gazet
kupię jakiś, tam książek i życie mi upływa jak rzeka zamulona.
Coś tu i tam mojego wychodzi, stawiam na półkę, poruszam się jak
nakręcony, jem coś, nawet piję, kładę się do łóżka, wstaję,
zapewne to znasz i nic w tym szczególnie nowego ni oryginalnego.”
Kilka
miesięcy później 12 listopada 1967 r. również Mrożek ma podobne
problemy:
„Teraz przerabiam tę sztukę o Widmie [Poczwórka], wiesz którą.
I doznaję uczucia najstraszniejszego, uczucia całkowitej głupoty,
nieudolności i pustki.”
Opisują
siermiężną rzeczywistość lat 60., kłopoty z ZAiKSem i
wypłatami, paszportami, wyjazdami zagranicznymi. Mrożek żali się,
że życie upływa mu na błahostkach – np. na poszukiwaniu garażu.
Zapewnia Lema, że napisałby arcydzieło, ale nie ma na to czasu
ponieważ musi pisać chałtury.
Z
książki dowiadujemy się także o wydarzeniach bardzo osobistych,
jak śmierć żony Mrożka – Marii czy o narodzinach syna Lema -
Tomasza. Poznajemy również przyczyny emigracji Mrożka.
Recenzję
tej książki zakończę dowcipem Lema z 1963 r.: „Co to jest: ma
60 m długości i żre samą kapustę, nie wiecie?? To ogonek po
mięso.”
Kupiłam "Listy" jak tylko się ukazały. Zaczął je czytać mój mąż, ale zupełnie nie zachęcił mnie do sięgnięcia po nie - czytał mi niektóre fragmenty, ale jakoś tak nie do końca przypadły mi do gustu. Więc czekam na razie na dobry moment na tę lekturę...
OdpowiedzUsuńMasz rację, najważniejsze to trafić na dobry moment. Ja robiłam dwa podejścia i w końcu się udało. Niestety, Listy wymagają odpowiedniego zaangażowania w lekturę i nastroju:) Są dowcipne i bardzo ciekawe, ale z całą pewnością nie zaliczyłabym ich do książek lekkich, po które sięga się z marszu... Życzę przyjemnej lektury!
UsuńBardzo Ci dziękuję za ostrzeżenie na temat wstępu! Nie znoszę takich niespodzianek, a coraz częściej zdarzają się wręcz na okładkach i to w dodatku powieści sensacyjnych, w których właśnie zaskakujące zawirowania akcji są najważniejsze. A korespondencja Mrożka i Lema to prawdziwe delicje! :)
OdpowiedzUsuńMnie kilkakrotnie spotkały takie niespodzianki:) Ciężko czytać książkę, kiedy wie się o niej niemal wszystko jeszcze przed lekturą. To odbiera radość odkrywania, szczególnie w przypadku wspomnianych przez Ciebie powieści sensacyjnych. Kto wie, może wydawcy liczą na to, że nikt nie czyta wstępów:) A listy gorąco polecam!
UsuńMoże faktycznie to eksperyment wydawców, który ma stwierdzić, czy wstępy i noty są w ogóle potrzebne. :)
UsuńCo ciekawe, wbrew obowiązującym tendencjom na okładce "McDusi" nie ma żadnej noty, w środku jest tylko biogram Musierowicz, spis tomów cyklu i informacja o planowanych nowościach. O samej książce ani słowa.
Osobiście lubię, jak na okładce są fragmenty recenzji. Z wiadomych względów są one zawsze pozytywne, a zwykle wręcz entuzjastyczne. Gorzej jeśli książka okazuje się nieciekawa:) Faktycznie, chyba jednak wolę, żeby nie było wstępów i not niż jeśli mają być one zbyt dosłowne i odkrywać wszystko...
OdpowiedzUsuńPożyczyłam, i tyle ją widziałam, niestety, nie zdążyłam nawet jej przeczytać.
OdpowiedzUsuń