poniedziałek, 1 października 2012

Listy – Stanisław Lem, Sławomir Mrożek

Zacznę nietypowo, od rady: nie czytajcie wstępu tej książki przed jej lekturą! Zdradza wszystko, zapowiada najciekawsze wątki korespondencji, zabija radość czytania! Niestety, ja zaczęłam od wstępu…
Tom zawiera wszystkie listy z lat 1956-1978, jakie zachowały się w zbiorach obu pisarzy. Na okładce umieszczono po jednym rysunku Lema i Mrożka. Opasłe tomisko Listów dostarcza przedniej zabawy. Zachwyca wspaniały język oraz dziesiątki różnych stylów, którymi obaj się posługują.
Korespondencja zaczyna się, w momencie, gdy Mrożek ma 26, a Lem 35 lat. Okazuje się, że poza zawodem, jaki wykonywali obaj łączy ich również zamiłowanie do samochodów. Z Listów dowiadujemy się jak spędzali wolny czas, co czytali, czym się pasjonowali… Sporo jest również o podróżach. Dużo miejsca poświęcają także twórczości własnej i innych. Recenzują wzajemnie swoje utwory. Mnie zaskoczyła negatywna ocena Tanga przez Lema (ocenił go jako niewypał). Ponad to piszą o niemocy twórczej. Lem w liście z 27 kwietnia 1967 r. zwierza się:
„Pisałem książkę do niedawna, ale okazało się, że jej nie potrafię napisać. Więc na razie odłożyłem i ot tak szlajam się, tu gazet kupię jakiś, tam książek i życie mi upływa jak rzeka zamulona. Coś tu i tam mojego wychodzi, stawiam na półkę, poruszam się jak nakręcony, jem coś, nawet piję, kładę się do łóżka, wstaję, zapewne to znasz i nic w tym szczególnie nowego ni oryginalnego.”
Kilka miesięcy później 12 listopada 1967 r. również Mrożek ma podobne problemy:
„Teraz przerabiam tę sztukę o Widmie [Poczwórka], wiesz którą. I doznaję uczucia najstraszniejszego, uczucia całkowitej głupoty, nieudolności i pustki.”
Opisują siermiężną rzeczywistość lat 60., kłopoty z ZAiKSem i wypłatami, paszportami, wyjazdami zagranicznymi. Mrożek żali się, że życie upływa mu na błahostkach – np. na poszukiwaniu garażu. Zapewnia Lema, że napisałby arcydzieło, ale nie ma na to czasu ponieważ musi pisać chałtury.
Z książki dowiadujemy się także o wydarzeniach bardzo osobistych, jak śmierć żony Mrożka – Marii czy o narodzinach syna Lema - Tomasza. Poznajemy również przyczyny emigracji Mrożka.
Recenzję tej książki zakończę dowcipem Lema z 1963 r.: „Co to jest: ma 60 m długości i żre samą kapustę, nie wiecie?? To ogonek po mięso.”

7 komentarzy:

  1. Kupiłam "Listy" jak tylko się ukazały. Zaczął je czytać mój mąż, ale zupełnie nie zachęcił mnie do sięgnięcia po nie - czytał mi niektóre fragmenty, ale jakoś tak nie do końca przypadły mi do gustu. Więc czekam na razie na dobry moment na tę lekturę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, najważniejsze to trafić na dobry moment. Ja robiłam dwa podejścia i w końcu się udało. Niestety, Listy wymagają odpowiedniego zaangażowania w lekturę i nastroju:) Są dowcipne i bardzo ciekawe, ale z całą pewnością nie zaliczyłabym ich do książek lekkich, po które sięga się z marszu... Życzę przyjemnej lektury!

      Usuń
  2. Bardzo Ci dziękuję za ostrzeżenie na temat wstępu! Nie znoszę takich niespodzianek, a coraz częściej zdarzają się wręcz na okładkach i to w dodatku powieści sensacyjnych, w których właśnie zaskakujące zawirowania akcji są najważniejsze. A korespondencja Mrożka i Lema to prawdziwe delicje! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie kilkakrotnie spotkały takie niespodzianki:) Ciężko czytać książkę, kiedy wie się o niej niemal wszystko jeszcze przed lekturą. To odbiera radość odkrywania, szczególnie w przypadku wspomnianych przez Ciebie powieści sensacyjnych. Kto wie, może wydawcy liczą na to, że nikt nie czyta wstępów:) A listy gorąco polecam!

      Usuń
    2. Może faktycznie to eksperyment wydawców, który ma stwierdzić, czy wstępy i noty są w ogóle potrzebne. :)
      Co ciekawe, wbrew obowiązującym tendencjom na okładce "McDusi" nie ma żadnej noty, w środku jest tylko biogram Musierowicz, spis tomów cyklu i informacja o planowanych nowościach. O samej książce ani słowa.

      Usuń
  3. Osobiście lubię, jak na okładce są fragmenty recenzji. Z wiadomych względów są one zawsze pozytywne, a zwykle wręcz entuzjastyczne. Gorzej jeśli książka okazuje się nieciekawa:) Faktycznie, chyba jednak wolę, żeby nie było wstępów i not niż jeśli mają być one zbyt dosłowne i odkrywać wszystko...

    OdpowiedzUsuń
  4. Pożyczyłam, i tyle ją widziałam, niestety, nie zdążyłam nawet jej przeczytać.

    OdpowiedzUsuń